A gdyby ciocia May miała wąsy – o pewnej paranoi fanów popkultury

 A gdyby ciocia May miała wąsy – o pewnej paranoi fanów popkultury

Popkultura to dla niektórych ludzi prawdziwa świętość. Najlepiej widać to po pełnych oburzenia komentarzach pojawiających się przy każdej wizerunkowej zmianie jakiegoś znanego bohatera.

Pomysł na nieistniejący odcinek “Strefy mroku”

Rok 1965. Pan John Smith, po ośmiu godzinach w biurze wraca swoim amerykańskim samochodem do swojego małego domku na przedmieściach. Czuje lekkie ssanie w żołądku, ale sprawia mu ono przyjemność, bo wie, że po powrocie czeka na niego porządny obiad przygotowany przez jego żonę Sarę. Zje go wspólnie ze swoim trenującym baseball synem Timmim i jego uczącą się gry na pianinie siostrą Meggy. A wokół stołu radośnie biegać będzie ich piesek Bucky. Po obiedzie okaże się, że pan Smith ma dla Timmiego niespodziankę – komiks z jego ulubionym bohaterem stojącym na straży porządku i amerykańskich wartości. Pan Smith nie wie jednak, że podstępni wrogowie wszystkiego co dobre podmienili bohatera na czarnoskórą, kobieca wersję. Przerażony Smith wybiega na ulicę i okazuję się, że znalazł się w roku 2020, w którym jego kochane osiedle zmieniło się w wielki squat dla wszystkich znanych światu odchyleń od normy. Na szczęście nie wie, że spotkało to także resztę jego ukochanego kraju. Chce wrócić do domu, ale odkrywa, że ma na sobie fartuszek i trzyma w ręku worek na śmieci. W jego twierdzy natomiast nie siedzi żona, mimo że minęła już dziewiętnasta. A wszystko zaczęło od niby niewinnych zmian…

rodzinaa nukleana

W taki właśnie sposób wyobrażam sobie świat, w którym mentalnie żyją ludzie reagujący z paniką na każdą informację o tym, że w nowej wersji filmu/komiksu/innego czasoumilacza jakaś postać będzie miała inny kolor skóry, zmieni wyznanie lub, co najgorsze, płeć. Mamy idealny moment aby to poobserwować, bo do kina weszła właśnie kobieca wersja kultowych “Pogromców duchów”. Pomińmy opinie na temat sensu takiego restartu lub o jego jakości i skupmy się na sprawie kobiecej. W sieci od samego początku można było się natknąć na niezliczoną ilość komentarzy twierdzących, że to chamski atak nazifeministek, który jest skutkiem następującej dyktatury politycznej poprawności. Ich poziom często nie odbiegał od tego, co można usłyszeć w barze stoczniowym zaraz po skończeniu długiej zmiany. Mężczyźni poczuli się, że ktoś zagraża bardzo ważnemu dla ich pozycji w społeczeństwie dziełu. Zastanówmy się teraz, co było takiego w oryginalnych pogromcach, że nie można zmienić ich postaci jak się chce? Tak naprawdę, oprócz bycia naukowcami, absolutnie nic. Ich płeć nie wpływa w żaden dominujący sposób na samą fabułę, za to może zmienić jej odcień. W końcu kobiece bohaterki to trochę inna wrażliwość i wzajemne relacje. Jeśli już odgrzewać kotlet to chyba lepiej dać mu trochę innych przypraw? Jakoś nie widzę tutaj pola do strachu przed krwiożerczymi babsztylami czyhającymi na wspaniały świat zbudowany przez mężczyzn. Zwłaszcza, że obie wersje to raczej głupawe komedię z często rozporkowym dowcipem. Pod tym względem nic się nie zmieniło, tyle że kobiety rzadziej widzimy w takich rolach, więc nie jest to aż tak opatrzone.

Jak widać dotyczy to nawet fikcyjnych zawodów.
Jak widać dotyczy to nawet fikcyjnych zawodów.

Podobne burze są ostatnimi czasy coraz częstsze w komiksach superbohaterskich, których wydawcy coraz śmielej eksperymentują sobie z płcią i rasą nowych wcieleń swoich bohaterów. Przykładem może być muzułmańska Ms. Marvel lub plotki o tym, że następczynią Iron Mama ma być czarnoskóra nastolatka. Wszystkie miejsca w sieci, w których pojawiają się takie informacje, po chwili zaczynają kipieć od jadowitych postów oburzonych czytelników. Ponownie pojawiają się teksty o podlizywaniu się mniejszościom i następującej fali lewactwa. Zawsze też pojawi się zabawny tekścik w stylu “To może niepełnosprawny gej-żyd z downem, hahahha”. Oczywiście, że w pewien sposób jest to działanie pod publiczkę, bo na tym polega popkultura – znajduje zapotrzebowanie rynkowe, jakim w tym momencie może być chęć identyfikacji z jakąś postacią i na nie odpowiada. W takim wypadku trudno mówić o wspieraniu jakieś grupy społecznej, a co najwyżej o próbie wydojenia kasy z jej przedstawicieli. Jednak chciałbym spojrzeć na ten temat też z trochę innej strony.

iron manka

Lwia część postaci obecnych w komiksach Marvela i DC narodziła się kilkadziesiąt lat temu. Ze względu na czasy, w większości są to biali, heteroseksualni mężczyźni. I przez te dziesiątki lat to właśnie ich oczami oglądaliśmy superbohaterskie uniwersa. Widzieliśmy tysiące originów dotyczących właśnie takiej grupy społecznej. I teraz dwie kwestie – po latach część tych postaci zaczyna przekazywać swoje stroje następcom. Można stwierdzić, że to łatwy zabieg, bo można stworzyć nowego bohatera. Jednak nie oszukujmy się – większość czytelników nie sięgnęłaby po taki tytuł. Poza to w końcu urok współczesnej mitologii – kostium jest wieczny, ale jego nosiciel może się zmieniać. Warto w tej chwili się zastanowić – czy na pewno chcemy by wszystkie nowe postaci od początku opowiadały nam doskonale znaną już historie? Mnie wydaje się to strasznie nudne i pozbawione jakiekolwiek potencjału. Wiadomo, że komiksy superhero to mielenie w kółko tego samego schematu, ale można go urozmaicić. Jak o wiele ciekawsze wydaje się obserwowanie postaci pochodzących z różnych grup, mniejszości i posiadających różne przekonania, zarówno polityczne, jak i religijne. Przecież to wszystko wpływa na ich postrzeganie świata. Dobrze rozegranie tego tematu potrafi dać takiej historii zupełnie nowe życie. Chyba, że popadniemy w perfidne stereotypy, ale to z kolei odbicie w kolejną, równie niefajną skrajność.

Oczywiście, jestem przeciwnikiem bezsensownych zmian, mających na celu tylko szokować. Są postaci, których rasa lub wyznanie od samego początku stanowiły o ich charakterze i miały coś reprezentować (choćby Shaft). To istotne, bo w, na przykład, kinie ciągle mamy do czynienia z wybielaniem postaci. Na szybko można wspomnieć o “Ghost in the Shell” – historia osadzona w Japonii, posiadająca japońską bohaterkę, w którą wcieli się zupełnie nieazjatycka Scarlett Johanson  Na czele z takimi absurdami, jak Christian Bale grający Mojżesza w “Exodusie”. Jednak większość z bohaterów popkultury spokojnie może przejść taką zmianę i bez problemu funkcjonować w tej odmiennej wersji. Nie musimy się obawiać, że nagle cały świat bohaterów w pelerynach zacznie zmieniać się w jedną wielką propagandową agitkę – w normalnym świecie (w większości przypadków) też tak nie jest. Zdrowa popkultura powinna odbijać w sobie zmiany zachodzące w społeczeństwie i to zaślepione trzymanie się standardów mających swoje korzenie w zamierzchłych już czasach jest tym, co tak naprawdę jej szkodzi. I nie bójcie się – umięśnionych, białych samców alfa a pewno w niej nigdy nie zabraknie.

Aktualizacja dodana 17 lipca 2017 po ogłoszeniu Jodie Whittakker jako trzynastego Doktora.

“Doctor Who” jest opowieścią o umiłowaniu różnorodności, tolerancji i wiecznej potrzebie zmian. Jednak widocznie dużo jego fanów nie do końca zrozumiało ten przekaz i na wieść o damskiej regeneracji Doktora zalało internet wielkim hejtem. Oczywiście padło milion oskarżeń o terror politycznej poprawności i naciski feministek, które nie mają nic do roboty tylko lobbować w kwestii niszowego serialu przygodowego. Nie wiem, jak sprawdzi się kobiecy Doktor, ale jestem po prostu ciekawy, bo to znowu otwarcie furtki na zmianę dynamiki opowieści. Pomyślcie ile możliwości otwiera to w kontaktach z towarzyszami – na przykład pożegnanie zauroczenia, którym podszyte były prawie wszystkie relacje Doktor-towarzyszka. Perspektyw jest pełno i na pewno nie ma co płakać z powode tego, że serial o rozwoju i zmianach zaproponował naprawdę dużą zmianę. Najwyżej się nie spodoba i zrobicie sobie przerwę do następnej regeneracji, jak bywało już wcześniej.

Related post

WP-Backgrounds Lite by InoPlugs Web Design and Juwelier Schönmann 1010 Wien