Dlaczego warto przeczytać Księgi Jakubowe?
900 stron to liczba, która jest w stanie przestraszyć nawet zaprawionych w bojach czytelników. Jednak książka, którą można by zabić stanowczo warta jest poświęconego jej czasu. Bo takiej klasy literatura nie pojawia się u nas za często. Czemu warto sięgnąć po „Księgi Jakubowe”?
1. Bo są pięknie wydane.
Nie należę do maniakalnych obrońców papierowej książki. Owszem, klasyczną książkę trzyma się przyjemniej niż czytnik elektroniczny, ale wykluczanie tych drugich to dla mnie pewna odmiana snobizmu. Zwłaszcza, że książki mające powyżej 500 stron naprawdę słabo sprawdzają się w komunikacji miejskiej. Księgi Jakubowe mają stron 900, a jednak w ich wypadku nie chciałbym sięgać po wydanie cyfrowe, bo odebrałbym sobie przyjemność obcowania z tak pięknym przedmiotem. Rzadko mi się to zdarza, ale co jakiś czas widzę na księgarskich półkach książkę, która mnie oczarowuje sposobem w jaki została wydana. Tak było między innymi z Czarodziejską Górą i Doktorem Faustusem w wersji sprzed chyba 8 lat czy z Dziennikami Mrożka. Księgi Jakubowe są chyba jeszcze bardziej efektowne. Szczególnie, że graficzna otoczka nie jest tylko pustym popisem, ale idealnie wpisuje się w treść powieści. Gruba, stylizowana na religijną księgę upiększona jest między innymi mistycznymi i naukowymi ilustracjami z epoki. Sprawia to, że już podczas oglądania okładki i szybkiego kartkowania możemy poczuć tajemnicę bijącą z jej stronic. W tym przypadku warto ocenić książkę po okładce.
2. Bo są oparte na prawdziwej historii.
Nie od dziś wiadomo, że życie tworzy historie, przy których wymięka nawet najbardziej wymyślna fikcja. Tak właśnie można stwierdzić w wypadku dziejów Jakuba Franka i członków jego sekty. Trudno uwierzyć, że człowiek pochodzący właściwie znikąd porwał za sobą kilka tysięcy osób, które zgodziły się wyprzeć swojej wiary i uwierzyć w nowego Mesjasza. Dodatkowo ten człowiek znikąd stał się na tyle ważna personą, że władze kościelne zgodziły się ochrzcić jego wyznawców, a potem postanowiły zamknąć go na dwanaście lat w częstochowskiej twierdzy. Frank pomimo widocznych i udowodnionych szwindli był po tym wszystkim w stanie obracać się w towarzystwie cesarza Józefa II, by ostatecznie osiedlić się we własnej twierdzy w małym austriackim miasteczku. Tokarczuk sięgnęła po opowieść, która przepełniona jest mistycyzmem i wręcz niesamowitymi zbiegami okoliczności, ale mającą swoje potwierdzenie w źródłach historycznych. Aż dziwne, że tak ciekawe zdarzenia są niezbyt znane w naszym kraju. Co prawda kilka lat temu powstał film Daas, w którym Andrzej Chyra grał jednego z członków sekty Franka, ale obraz przeszedł bez większego szumu. Nie chcę zabrzmieć jak bezrefleksyjny patriotyczny pieniacz, ale w tym wypadku naprawdę warto się przekonać, że i Polska ma się czym pochwalić w kwestii herezji religijnych i skutków jakie takowe za sobą niosą.
3. Bo nie starają się być niczym innym niż są.
Księgi Jakubowe są powieścią przez duże P. Napisaną w sposób w jaki robiło się to kiedyś, w czasach przed krwawymi rządami postmodernizmu. Nie ma tutaj niepotrzebnych zabaw z formą i przekombinowanych zabiegów literackich. W „Księgach” autorka chowa się za tworzoną przez siebie historią, bo to ona jest w nich najważniejsza. Sama Tokarczuk wspominała, że chciała się zmierzyć z klasyczną XIX-wieczną powieścią i trzeba jej przyznać, że wyszła z tej walki zwycięsko. Może to trochę przedwcześnie ramolskie gadanie, ale wydaje się, że w natłoku pisarzy-eksperymentatorów, czasami zapominamy o tym, że dobra historia potrafi obronić się sama. Dodatkowo, dzięki przyjęciu takiej strategii pisarskiej, Tokarczuk nie musi się przejmować, że straci uwagę czytelnika i nie szczędzi miejsca na bogato rozpisane opisy i dygresję. Może także poruszać i rozważać takie tematy jak religia, śmierć czy natura ludzka bez obawy, że ktoś uzna to za pretensjonalny kicz. Jakoś tak w końcu jest, że grubym powieścią, zwłaszcza tym historycznym, wybacza się to, co w fabule umieszczonej współcześnie zostałoby wyśmiane albo potraktowane z politowaniem.
4. Bo są wspaniałą panoramą historyczną.
Znowu nie będę oryginalny i zgodzę się ze stwierdzeniem mówiącym, że historię trzeba opowiadać wciąż na nowo, bo inaczej zastygniemy w archaicznych sposobach myślenia. Mamy w polskiej literaturze sporo takich skamienielin, z nieśmiertelną Trylogią na czele. Znowu podążając za autorką można zapytać o to czego współczesny człowiek może dowiedzieć się z epopei Sienkiewicza? Przecież w ciągu stu lat świadomość przeciętnego czytelnika zmieniła się nie do poznania, zresztą przygody dzielnych szlachciców już dawno powinno się odstawić do kąta, bo mocno zaśmiecają uczniowskie umysły. Co prawda, „Księgi Jakubowe” rozpoczynają się pół wieku od wydarzeń opisanych przez Sienkiewicza, ale wciąż mamy do czynienia z tym samym światem. To świat niesamowicie rozbity, w którym ludzie żyjący niedaleko siebie funkcjonują w zupełnie innych epokach. Chłopi i małomiasteczkowi Żydzi zatrzymani w średniowieczu ciągle znajdują się w świecie magicznym, gdy na szlacheckich dworach i miastach wszyscy patrzą w przyszłość oczarowani ideami, które przyniosło oświecenie. Tokarczuk prowadzi czytelnika po tym dziwnym, przypominającym kalejdoskop stuleciu, od zapadłej wsi na Podolu przez mistyczny świat Islamu aż po symbol miasta przyszłości jakim jest Wiedeń. Dawno już nie miałem takiej przyjemności z poznawania okresu, który niby już znałem. Bo historie trzeba powtarzać wciąż i wciąż na nowo.
5. Bo to świetnie napisana, wielowątkowa powieść.
Jest jedna rzecz, za którą naprawdę lubię grubaśne powieści. Autorzy w nich nie muszą się pitolić z powodu braku miejsca i mogą pozwolić sobie na dygresję, dodatkowe opowieści i miliony wątków. I co najważniejsze, mają możliwość aby przedstawić swoją opowieść z wielu perspektyw i uczynić ją wielowymiarową. Uwielbiam fabuły zdecentralizowane, w których główny wątek kształtowany jest przez pomniejsze historie, a nie odwrotnie. Tokarczuk przedstawia czytelnikowi pełno postaci, z których niektóre ledwo omsknęły się o postać Jakuba Franka i osoby z nim związane, nawet nieświadome tego, że to właśnie to omsknięcia wrzuciło ich życie na zupełnie inne tory. Nie ma chyba lepszego sposobu na pokazanie siły wielkich narracji niż uświadomienie tego jak nawet najbardziej niepozorne momenty i spotkani potrafią przekształcić rzeczywistość na zawsze.