Dolina krzemowa – nerdy nie są seksi

 Dolina krzemowa – nerdy nie są seksi

Niedawno skończył się drugi sezon “Sillicon Valley”, jednego z najzabawniejszych seriali ostatnich lat. Produkcja HBO jest dla mnie dowodem na to, że w mocno wyeksploatowanym temacie nerdów i geeków nadal da zrobić się coś świeżego i oryginalnego.

Przez ostatnie kilka lat bycie nerdem przestało być czymś wstydliwym, a stało się wręcz seksi. Ma to oczywiście związek z wszechobecną hipsteriadą oraz niesamowitą popularności ekranizacji komiksów Marvela i różnorakich seriali. Jak to zwykle bywa, całą sytuację szybko doprowadzono do skrajności i teraz bycie nerdem jest po prostu modą, często kończącą się tylko na wyglądzie. Wiecie, ci wszyscy brodaci chłopcy, którzy są największymi geekami świata, bo zrobili sobie zdjęcie przy Snesie, choć nawet nie mającą pojęcia jakie były na nim gry. Nie chcę im tego zabraniać i wyzywać od pozerów, bo to lepiej zostawić mrocznym licealistom. Chodzi mi o coś innego – status geeka/nerda w społeczeństwie wcale nie wzrósł aż tak bardzo, bo wbrew temu co można sobie obecnie pomyśleć, wyrecytowanie całego wstępu do Władcy Pierścieni wcale nie ułatwi zdobycia dziewczyny. Celowo zaznaczam temat damsko-męski, bo niestety do tego zazwyczaj sprowadzają się ostatecznie produkcje poruszające omawiany temat. Koronnym przykładem może być niesamowicie popularne “Big Bang Theory”. Początkowo sam byłem fanem tego serialu, ale wtedy więcej było w nim humoru rzeczywiście przeznaczonego dla kumatych. Później zmieniło się to już prawie całkowicie w “Och te urocze fajtłapy, jak one sobie nie radzą w życiu”. Nie chcę zabrzmieć szowinistycznie, ale wprowadzenie większej ilości kobiecych bohaterek naprawdę zmieniło niegdyś fajny serial w sitcom romantyczny o nerdowskim zabarwieniu.

Ten przydługi wstęp miał na celu głównie wyplucie trochę jadu na wkurzający mnie trend, ale także przybliżenie Was do mojego pewnego przemyślenia. Otóż w tym całym szale na nerdów/geeków/zwał jak zwał zapominamy trochę o korzeniach tych określeń. W końcu nie tak dawno odnosiły się one do tych wszystkich dzielnych, nielubianych i dziwnych ludzi, siedzących w piwnicach i tworzących zręby cyfrowego świata, w którym dzisiaj żyjemy. Nie jest to może materiał tak chwytliwy jak brodaty hipster i jego gameboy, ale jak udowadnia “Sillicon Valley”, można z niego zrobić naprawdę rewelacyjny serial, w którym nikt nie stara się robić z nerdowatych bohaterów, nowych symboli seksu.

Nie oszukujmy się, ci kolesie nie są cool.
Nie oszukujmy się, ci kolesie nie są cool.

“Sillicon Valley” to produkcja mają na celu wyśmianie absurdów rządzących kolebką świata IT, czyli tytułowej Dolinie Krzemowej. Fabuła kręci się wokół Richarda Hendricksa, nieśmiałego, aspołecznego programisty pracującego dla internetowej korporacji Hooli (hue, hue). Richard tworzy genialny algorytm, mogący wywołać rewolucję w cyfrowej kompresji danych. W ciągu dnia z nic nie znaczącego trybiku w maszynie zmienia się w rozchwytywaną przez wszystkich gwiazdę i wchodzi w zupełnie inny świat. Świat wypełniony wizjonerami, bogaczami, ale głównie nieudacznikami i świrami, którzy marzą o wielkiej karierze w nowym Eldorado. Od szefów wielkich firm, przez speców IT, po zwykłych partaczy – każdy chce namówić Richarda na współpracę, by ukroić sobie własny kawałek tortu. Serial cudownie pokazuje, że genialny pomysł to tylko początek, a świat nowych technologii to prawdziwa dżungla, gdzie rządzi siła, pieniądze i często przypadek. “Sillicon Valley” prezentuje widzom szereg naprawdę pokręconych postaci, które raczej trudno nazwać uroczymi. To jest jedna z moich ulubionych cech tej produkcji – jej bohaterowie są na tyle odklejeni od rzeczywistości, że raczej nikt nie chciałby się z nimi zaprzyjaźnić. Sam główny bohater, mimo całego swojego geniuszu i woli walki, jest anemicznym nudziarzem nie umiejącym nawiązać normalnej rozmowy. I to jest właśnie piękne.

Kolejnym elementem, który uwielbiam w tym serialu jest bardzo specyficzny humor. Z jednej strony pełno w nim błyskotliwie rozpisanych dialogów, trafnych nawiązań do problemów branży i wciągającej fabuły. Z drugiej strony dowcip często oscyluje na dość niskim poziomie wyrafinowania. Idealnym przykładem jest fakt, że najważniejszym punktem zwrotnym finału pierwszego sezonu jest dowcip o penisach, który rozwiązuje pewien bardzo ważny problem w strukturze algorytmu. A przy okazji jest to bardzo zabawny dowcip o penisach. HBO to HBO, więc nikt nie boi się ograniczeń cenzury, co naprawdę wychodzi serialowi na dobre. W przeciwieństwie do na przykład “Bing Bang Theory”, widzowi serwowany jest pierwszorzędny humor sytuacyjny, a nie tylko zbiór gagów i one-linerów.

Polecam serial każdemu, choć najlepiej będą bawić się przy nim interesujący się historią i rozwojem branży It, bo analogii i odniesień jest zatrzęsienie. Jedna z moich ulubionych znajduje się już w samym openingu, w którym widać wznoszący się balon z logo Napstera, który pod koniec pęka i pada na ziemię. Trudno o lepszą metaforę całego tego bajzlu.

Related post

WP-Backgrounds Lite by InoPlugs Web Design and Juwelier Schönmann 1010 Wien