Dziennik Sebastiana Wilkowskiego #1

 Dziennik Sebastiana Wilkowskiego #1

Mam niesłychaną przyjemność ogłosić, że rozpocząłem współpracę z Sebastianem Wilkowskim. Jeden z najciekawszych przedstawicieli młodej polskiej prozy zgodził się zamieszczać tutaj fragmenty swojego dziennika, który zaczął spisywać na początku tego roku. Nie będę marnował Waszego czasu i od razu zaproszę do tej fascynującej lektury.

 25 marca 2015

Więc nastał czas na dziennik. Wzbierałem się przed nim jak mogłem najdłużej, ale jednocześnie mocno go pragnąłem. Bałem się pewnie, że zostanę uznany za bezczelnego, bo w końcu to chyba jeszcze nie wiek na pisanie dzienników. Jednak pomyślałem sobie, że to będzie taki dziennik, co zostanie wydany za lat trzydzieści, kiedy moja pozycja będzie nie do ruszenia. I wtedy ludzie sobie pomyślą “O patrzcie, taki młody był, a już miał tyle ciekawego do powiedzenia”. Jak zwykle, wszystko jest kwestią perspektywy. A czemu dzisiaj, czemu właśnie ten zamglony, piątkowy dzień stał się początkiem moich wspomnień? Otóż dzisiaj mija ósma rocznica moich narodzin. Oczywiście nie mam na myśli tego fizycznego przyjścia na świat, chodzi o moment, kiedy narodziłem się jako autor. 22 marca 2007 roku miała miejsce głośna premiera mojego debiutu “Kindergarden Birkenau”. Wątpię, aby ktoś nie znający mojej twórczości sięgał po te zapiski, ale gwoli kronikarskiego porządku przypomnę czytelnikom, o czym ona opowiadała. Jej bohaterem był karzeł, postać mocno wzorowana na grassowskim Oskarku, który przemierza powojenną Europę w poszukiwaniu sensu istnienia. W swojej podróży trafia na opuszczony obóz pracy, w którym spotyka grupę podobnych sobie postaci. Uciekli przed okrutnym światem i postanowili się zemścić, więc wyłapują i zamykają w przybytku najpiękniejszych i najsprawniejszych przedstawicieli rasy aryjskiej. Jednak nie każą im pracować, tylko traktują ich jak małe dzieci. Wyobraźcie sobie to groteskowe odwrócenie ról. Bohater początkowo przyłącza się do inicjatywy, ale ostatecznie łamie go sumienie i staje na czele buntu. Z bardzo przykrymi konsekwencjami. Moja powieść stała się najgłośniejszym debiutem od czasów Masłowskiej. Ja też napisałem ją w bardzo młodym wieku, miałem zaledwie dwadzieścia lat, co oczywiście dodawało sprawie pikanterii. Reakcje krytyki były różne, spora część konserwatystów wyzwała mnie od najgorszych. Pamiętam jeden nagłówek z prawostronnego czasopisma: “Sebastian Wilkowski – Szarlatan w papierowym garniturze”. Jednak zwyciężyła strona pochlebna i stwierdzono nawet, że jestem pionierem Randomizmu Środkowoeuropejskiego. Sukces na początku mnie oszołomił, a potem doprowadził do depresji, co skończyło się niemocą pisarską, która trwała prawie dwa lata. Teraz też zaczynam odczuwać niemoc, tym razem z powodu kaca mającego swe korzenie w kolejnej pijackiej nocy z Zbyszkiem Braniewskim. Ale o tym wspomnę już jutro.

26 marca 2015

Pisałem, że rozpocząłem dziennik z powodu uczczenia rocznicy premiery “Kindergarden Birkenau”. Dużo w tym prawdy, ale czynnik zapalny był niestety dużo mniej wzniosły. Po przebudzeniu natknąłem się na przyczepioną do lodówki karteczkę, na której zostało napisane Zacznij pisać ten pieprzony dziennik, kozi pyrdku. Z poważaniem, Zbyszek Braniewski i Sebastian Wilkowski.  Wspominałem już, że wczoraj miałem kaca z powodu popijawy z moim drogim kolegą. Takie noce zdarzały się nam dość często, czemu winne były sercowe problemy Zbyszka. Był on wyjątkowo kochliwy i co chwila popadał w nowe miłostki, najczęściej niezbyt szczęśliwe. A jak był smutny to zaczynał się zapijać. Jednak miał ten problem, że pić lubił, ale niezbyt potrafił, więc upijał się dość szybko i wtedy zaczynał szukać kompana, zazwyczaj w mojej osobie. Ja pić chyba umiem, głowę mam twardą, ale wolę już niezbyt, więc rzadko odmawiałem. W czwartkowy wieczór postanowiliśmy urżnąć się tak fest, bo Zbyszkowe serce było złamane wyjątkowo mocno. Bez zbędnych ceregieli przeszliśmy od razu do dozowania wódeczki. Niewiele rozmawialiśmy, głównie podśpiewując różne pijackie pioseneczki, kończąc oczywiście na Kaczmarskim. A pisania owej notki nie pamiętam już zupełnie, co jest dowodem na to, że powstała w momencie prawdziwej szczerości.

IMGP7039a_małe

Warto chyba wspomnieć o moim towarzyszu. Zbyszek jest doktorantem filozofii, myślicielem i przede wszystkim poetą. Nie przynosi mu to żadnych pieniędzy, ale nie musi się o nie martwić, bo jego rodzina ma ich spory zapas. Ojciec Zbyszka też chciał parać się słowem, ale nie miał do tego daru, więc zamiast tego otworzył kantor w dziewięćdziesiątym pierwszym i dorobił się małej fortunki, którą chętnie inwestował w syna. Jak widać, przenoszenie niespełnionych marzeń na swoje dzieci ma czasami też swoje dobre strony. O poezji mojego przyjaciela napiszę pewnie kiedy indziej, ale zaznaczę tu jej wybitność. Jeśli, broń Boże, nie osiągnie on sławy teraz, to może za te trzydzieści lat ktoś odszuka jego nazwisko w tych zapiskach i sprawi, że świat po czasie odkryje jego talent.

Related post

WP-Backgrounds Lite by InoPlugs Web Design and Juwelier Schönmann 1010 Wien