Dziennik Sebastiana Wilkowskiego #4

 Dziennik Sebastiana Wilkowskiego #4

Sebastian Wilkowski wraca ze swoim dziennikiem. Tym razem pisarz wraca myślami do swoich licealnych czasów i próbuje zaradzić niemocy twórczej. Jak zawsze gorąco polecam.

                  15 kwietnia

pedzace-waginy

Wczoraj znów było pijaństwo, takie na skraju upodlenia kompletnego, ale mające źródło w dość szlachetnych pobudkach. Otóż mój licealny kolega, Marcin Pijowski, zostanie za jakieś dwa tygodnie ojcem, więc uprawialiśmy przyspieszone pępkowe. Niby nic niezwykłego, a kryła się za tym pewna symbolika. Marcin stał się jakiś czas temu mocno porządnym człowiekiem, ale gdyby zapytać o jego przyszłość dziesięć lat temu, to większość stwierdziłaby, że człowiekiem nie będzie żadnym. To dlatego, że jego dawne autodestrukcyjne skłonności szybko zaprowadziłyby go na pobliski cmentarz. Z Marcinem poznaliśmy się na próbie jego punkowego zespołu “Pędzące waginy”, na którą wpadłem z kilkoma innymi młodocianymi fanami kontestacji. Każdy, kto za szczeniaka kręcił się w takich klimatach wie, jak to wyglądało. Kilkunastu zbuntowanych licealistów, którym wydaje się, że mają coś ciekawego do powiedzenia. W końcu i tak to się ogranicza do prawienia najgorszych banałów i fascynacji pobieżnie pojmowanym nihilizmem sprowadzającym się do słabej nauki i szukania każdej okazji, by się tanio nawalić. To było całkiem słodkie, ale za każdym  razem, kiedy myślami wracam do tych czasów, łapie kolosalnego doła. I nie chodzi mi tutaj o tęsknotę za młodzieńczą swobodą, tylko o smutek wynikający z zmarnowanego potencjału tych wszystkich ludzi. Wtedy każdy z nas chciał tworzyć i wypłynąć na szersze wody. U większości ograniczało się do gadania, ale sporo osób jednak rzeczywiście próbowało czegoś więcej . I znowu, sporo z tych wytworów nie zapowiadało niczego dobrego, ale część miała duży potencjał. I tu pojawia się problem braku, graniczącego z psychozą, samozaparcia w promowaniu swoich działań, jak to miało miejscu w moim przypadku. Z poznanych wtedy osób, obecnie tylko dwie z nich rzeczywiście jeszcze coś robią. Większość, jak Marcin, dawno dało sobie z tym spokój i zajęło się normalnymi, poważnymi sprawami. I nie mam do nich o to pretensji, tylko zawsze dziwnie mi z poczuciem, że jestem jednym z nielicznych ocalałych.

17 kwietnia

Koszmar pustki w głowie zaczyna przybierać niepokojące wymiary. Wydawca coraz mniej subtelnie sugeruje, że powoli czas planować następną akcję promocyjną nowej książki, a tutaj nie ma nawet zarysu, choćby drobinki pomysłu. Najgorsze, że myśli ciągle mi uciekają w najbardziej oklepany temat mojego pokolenia, czyli około trzydziestoletni zagubieni w tej ponowoczesnej rzeczywistości. I co, znowu miałbym pisać o tych wszystkich kolesiach i pannach, siedzących w modnych knajpkach i próbujących nadać sens piciu craftowych browarków? Przecież to jest niemożliwe nudne, wystarczy choć chwilę pokręcić się wśród tych ludzi i już wszystko wiadomo. Inna sprawa, że te książki potem czytają oni sami i zachwycają się tym, że ktoś był w stanie zauważyć ich niezwykłą sytuację. Bo w ich oczach oni pewnie cofają się w czasie o czterdzieści lat i siedzą w knajpie obok Głowackiego, czy innego Hłaski. Kilka razy już myślałem o tym wszystkim i nic nie mogę z tego wybrać dla siebie. Chyba, że zrobić historię o tym, że taki właśnie hipster przenosi się w czasie do świata, w którym pisarze siedzą nad lornetą i galaretą dyskutując o swoich pomysłach. I ten biedny człowiek odkrywa, że tam także nikogo nie interesują jego przemyślenia oraz wyblakła osobowość. A jako, że nie ma korpo, które może zapewnić mu byt, ucieka do partii i zaczyna błyszczeć jako postać propagandowa. A potem nadchodzi zmiana ustroju, a on dalej płynie na fali pochlebstw i smarowania masełkiem chlebka obecnej władzy. Kończyłoby się to wszystko w momencie, kiedy w 2015 przychodzi już jako stary uznany pisarz do takiej hipsterskiej knajpki i po prostu gardzi wszystkim, co tam zastaje. Może coś by z tego wyszło, ale potem nie byłbym w stanie zamówić piwa w knajpie bez strachu, że ktoś mi właśnie do niego napluł. Po bilansie zysków i strat stwierdzam, że to chyba nie byłoby warte swojej ceny.

Related post

WP-Backgrounds Lite by InoPlugs Web Design and Juwelier Schönmann 1010 Wien