Filmowy Misz Masz #26

 Filmowy Misz Masz #26

“Elegia dla bidoków”, “Ford v Ferrari”, “Najlepsi wrogowie” oraz “Mroczne wody”. To lista filmów, które tym razem trafiły do zbiorczego zestawienia postów z profilu Kusi na Kulturę. 0 Reviews Write a Review Submit Review

Elegia dla bidoków

Elegia dla bidoków Glenn Close Amy Adams

To była jedna z bardziej wyczekiwanych przeze mnie produkcji tej jesieni. Tematyka upadku białej klasy robotniczej USA, doskonały duet w postaci Glenn Close i Amy Adams pod dowództwem Ron Howarda, który co prawda za subtelny nie jest, ale aktorów prowadzić potrafi jak mało kto, a to wszystko na podstawie uznanej książki. Brzmiało dobrze. Spodziewałem się filmu, który może będzie trochę przerysowany, ale przynajmniej zapewniający duży ładunek wzruszeń. Niestety zamiast tego obejrzałem przeszarżowany festiwal ciągłego szantażu emocjonalnego, który nie porusza a po prostu męczy. Do tego pozbawiony został szerszego kontekstu pozwalającego spojrzeć na tę historię inaczej niż na jak jedno wielkie powielanie stereotypów.

Elegia dla bidoków Netflix

Fabuła oparta została na autobiograficznej książce (U nas wydanej przez wydawnictwo Marginesy) J. D. Vance’a. Główny bohater to student prawa, który ciężką pracą wyrwał się rodzinnego miasteczka w Kentucky i jako pierwszy z rodziny ma szansę na przeskok społeczny. Jednak w przełomowym dla swojej kariery momencie J. D zostaje poinformowany, że jego matka trafiła do szpitala z powodu przedawkowania heroiny. To zmusza go do powrotu w rodzinne strony i konfrontacji z ciężkimi wspomnieniami. Film został skonstruowany w dość klasyczny dla takich opowieści sposób – wydarzenia teraźniejsze przeplatane są z retrospekcjami pokazującymi najbardziej traumatyczne wspomnienia z dzieciństwa bohatera, związanych głównie z uzależnioną od narkotyków, nie kontrolującą gniewu, co chwilę zmieniającą partnerów matką oraz surową, ale starającą się utrzymać rodzinę w ryzach babcią. A w tle coraz gorsza sytuacja finansowa, brak wsparcia ze strony państwa oraz wieczna frustracja spowodowana przegranym życiem.

Elegia dla bidoków Amy Adams

Nie czytałem książki, ale z tego co się orientuje autor poświęca w niej sporo czasu na przedstawienie politycznych i społecznych mechanizmów, które ostatecznie doprowadziły do zapaści amerykańskiego snu oraz stworzyły środowisko, z którego sam się wywodzi. Spodziewałem się, że film także podąży tą drogą i pozwoli mi zrozumieć sytuację “biedy w najbogatszym kraju świata”, ale twórcy ewidentnie postanowili pozbawić swój film właśnie tego potrzebnego tła. Zamiast angażującej emocjonalnie analizy istotnego problemu dostajemy przesłanie w stylu “Przejebane jest być biednym, ale rodzina jest bardzo istotna i jak masz dużo samozaparcia i szczęścia, to może uda ci się z tego wyrwać”. Pozbawiony tła polityczno-społecznego film zmienia się w maraton “the worst of hillbilies”, a widz nie ma żadnego powodu, aby nie stwierdzić, że w sumie to sami są winni swojej sytuacji.

Elegia dla bidoków Glenn Close

Niestety, Elegia dla bidoków nie sprawdza się także jako melodramat. Film składa się głównie z dwóch typów scen:

1) Tych łzawych, pokazujących trudną rodzinną miłość
2) Takich, w których wszyscy na siebie krzyczą i cierpią.

Co oczywiście nie powinno być zaskoczeniem w tego rodzaju kinie, ale z powodu braku choć kilku bardziej stonowanych, pozwalających na złapanie oddechu scen cierpią postaci, które nie mają czasu stać się czymś więcej niż przerysowanymi stereotypami. Odbija się to też niestety na grze aktorskiej – wszyscy są ustawieni na ciągłym trybie szarży, co sprawia na początku jest atrakcyjne, ale pod koniec nabiera kreskówkowego charakteru – szczególnie widać to w granej przez Glenn Close babci, która przypomina postać mogącą wystąpić w Family Guyu lub Chłopakach z baraków. Przynajmniej Close i Adams w tym trybie nadal są atrakcyjne do oglądania, ale grający dorosłego J.D Gabriel Basso zupełnie sobie z tym nie radzi. Na pewno lepiej wypada wcielający się w jego młodszą wersję Owen Asztalos. Szkoda też zmarnowanego potencjału Haley Bennet, która nie ma nawet szansy się tu trochę bardziej rozwinąć.

Jeśli macie słabość do telewizyjnych filmów spod znaku okruchów życia, to Elegia dla biedaków nadal może się spodobać. Jeśli spodziewacie się czegoś więcej, to przygotujcie się na spore rozczarowanie.

Film od dzisiaj dostępny jest na Netfliksie

Ford v Ferrari

Ford v Ferrari Matt Damon Christian Bale

Człowiek oszukuje się, że po latach oglądania typowych holywoodzkich oscarbaitów jest w stanie wyrobić sobie jakiś pancerz ochronny na te wszystkie zabiegi. Zauważyć ile mielizn ukrywa się pod efektowną realizacją i silnymi głównymi bohaterami zagranymi przez charyzmatycznych aktorów. I łudzić się, że uda mu się nie poddać magii tego typu kina.

Ford V Ferrari

To jest film z serii “Dwaj kolesie o silnych charakterach kontra cały świat” i tak naprawdę tylko oni są tu jakkolwiek pogłębieni. Najlepiej widać to chyba po rodzinie Kena Milesa – syn chyba został wydrukowany w fabryce najsłodszych dzieciaków, a żona to stereotypowa “żona z charakterem” postać atrakcyjna do oglądania, ale ewidentnie podkręcona tak, aby jakoś ukryć fakt, że oprócz niej w tym filmie nie pojawia się chyba żadna inna postać kobieca. Równie kreskówkowi są przedstawiciele zarządu Forda – bogacz-przygłup i korporacyjny ślizgacz. Trochę szkoda w tym bohatera granego przez Jona Bertnhala, na której rozwój gdzieś w połowie filmu zabrakło pomysłu. Mimo to wszyscy spełniają swoje rolę. Dzieciak jest słodki, żona odpowiednio wspierająca, pan Ford pokraczny, a panu ślizgaczowi chce się od razu dać w pysk.

Ford v Ferrari Matt Damon

Po krótkim zastanowieniu stwierdzam, że postaci Ken Milesa i Carolla Shelby’ego też spokojnie mogliby zagrać Kaczor Donald (chociaż ruchy ciała bardziej jak Goofy) i Myszka Miki. Jednak zamiast nich mamy Christana Bale’a i Matta Damona. Ten pierwszy szarżuje aż iskrzy, a ten drugi wciela się w standardowego Matta Damona (dla niektórych człowieka-kciuka). I kurde, dawno już nie widziałem tak dobrze uzupełniającego się ekranowego duetu, Trudno nie kibicować tym niesfornym sukinsynom. Fuck Ford!

I te wszystkie piękne samochody tak fajnie robią wzium-wzium, wyścigi są tak efektownie nagrane i trzymają w napięciu, wzium-wzium, karoseria błyszczy, wyścigówka zaraz rozleci się na torze, wszyscy kierowcy zamiast paliwa używają swojego testosteronu, wzium-wzium. I to wszystko się tak dobrze ogląda. Przecież ja nawet nie lubię motoryzacji, a wyścigi samochodowe są dla mnie potwornie nudne.

Nienawidzę tego, jak spece z Hollywood sprawiają, że te wszystkie stare chwyty wciąż tak dobrze działają. Bawiłem się wyśmienicie i jestem za to obrażony.

Film obecnie do obejrzenia na Canal+

Najlepsi wrogowie

Najlepsi wrogowie Taraji P. Henson Sam Rockwell

Rok 1971 w Durham, Północna Kalifornia. Podziały rasowe i zastraszanie czarnoskórych wciąż ma się doskonale – duża w tym zasługa C.P Ellisa (Sam Rockwell) – prężnie działającego przywódcy lokalnego oddziału Ku Klux Klanu. Doskonale wie o tym Ann Atwater (Taraji P. Henson) – wyjątkowo żywiołowa aktywistka działająca na rzecz lokalnej czarnoskórej społeczności, która jest zupełnie ignorowana przez władze miasta. Pewnego dnia dochodzi do podpalenia szkoły dla czarnoskórej młodzieży, co paradoksalnie przynosi efekt odwrotny do zamierzonego – brak alternatywy sprawia, że muszą zostać przeniesione do szkoły wcześniej zarezerwowanej dla białych mieszkańców. Zostaje powołana społeczna komisja, która za sprawą głosowania ma ustalić na jakich zasadach ma się ta integracja odbić. Na przewodniczącego jednej strony zostaje wyznaczony C.P, drugiej zaś Ann.

Najlepsi wrogowie Sam Rockwell

Najlepsi wrogowie nie są filmem subtelnym, przekaz jest jasny i bezpośredni, ale trudno się spodziewać, aby ktoś chciał usprawiedliwiać działania członków KKK. Jednak twórcom udało się też uniknąć banału jeśli chodzi o budowanie postaci C.P – mimo że jego przemiana przebiega w błyskawicznym tempie dwóch tygodni, to jednocześnie pokazana jest jako trudna i niewygodna – wydaje mi się, że dość umiejętnie pokazali wysiłek jakiego wymaga wyjrzenie poza mur światopoglądu opartego na nienawiści i przyznanie się do tego, jak bardzo się zbłądziło. Udaje się też uniknąć niektórych pułapek typowych dla “feel good movie”, w których siła miłości i współpracy automatycznie likwiduje wszystkie problemy.

Oprócz podnoszącej na duchu historii, największą siłą Najlepszych wogów jest gra aktorska Rockwella i Henson. Ten pierwszy ostatnimi laty wyspecjalizował się w postaciach przechodzących odkupienie (choćby w Trzech billboardach za Ebbing, Missouri) i tutaj ponownie sprawdza się znakomicie. Udaje mu się pokazać zarówno butę i dudkowatość swojego bohatera, która okazuje się tylko maską dla zagubienia i bezsilności. Jednak nawet jego aktorska charyzma kryje się w cieniu, kiedy tylko na ekranie pojawia się Ann. Henson daje tej postaci taką siłę i witalność do walki, że nie pozostawia już miejsca na nic innego. Każdy jej ruch daje do zrozumienia, że o to mamy do czynienia z osobą, która naprawdę może zmienić świat.

Możliwe, że oceniam ten film trochę za wysoko, bo akurat potrzebowałem obejrzeć właśnie tego typu opowieść. Ale skoro działa i podnosi na duchu, to jakoś przeżyje swoje przymknięcie oczu na pewne wady (choćby problemy z tempem). I wam też to polecam.

Mroczne wody

Mroczne wody Mark Rufallo

Dowód na to, że kino katastroficzne (zwłaszcza takie spod znaku “meteoryt jebutnie w Ziemię) straciło swoją rację bytu jako straszaka, bo rzeczywistość już dawno zrobiła się o wiele bardziej niepokojąca. Zamiast snuć wizję zewnętrznych zagrożeń, filmowcy, tak jak w przypadku omawianej produkcji, mogą skupić się na ukazywaniu tego, jak korporacyjne swobody i chęć zysku po cichu, w niezbyt spektakularny sposób sprowadzają na nas zagładę, na którą zresztą zgadzamy się w imię własnej wygody.

Mroczne wody opowiadają historię trwające już ponad dwie dekady batalii pomiędzy prawnikiem Robertem Billotem a chemicznym gigantem DuPont (odpowiedzialnym między innymi za produkcję teflonu). Wszystko zaczęło się pod koniec lat dziewięćdziesiątych, kiedy Billott, wówczas pracujący w firmie reprezentującej sądowe interesy firm chemicznych, został poproszony o zbadanie sprawy pomoru krów w jego rodzinnym miasteczku. To niepozorne wydarzenie spowodowało lawinę nowych odkryć dotyczących przewinień korporacji – od nielegalnego składowania toksycznych chemikaliów, przez ukrywanie wyników badań na temat szkodliwości swoich produktów, aż po próby szybkiego uciszenia medialnego szumu.

Mroczne wody

To bardzo gorzka historia o walce Dawida z Goliatem, która dobitnie uświadamia, na jak straconej pozycji jest każdy, kto próbuje stawić czoło dzisiejszym korporacjom. O systemie skonstruowanym tak, aby wspierać silniejszych. W sumie o wszystkim, o czym trąbi się od lat z dość mizernym skutkiem. Pod względem bicia na alarm oraz uświadamiana widza są obrazem bardzo ważnym. Problemem jest natomiast to, że samo wykonanie nie zawsze dorównuje ważkości przekazu. Wynika to z faktu, że sama praca Billotta nie jest zbyt atrakcyjna ekranowo – pełno tu grzebania w dokumentach, wyciągania na wierzch niuansów z prawa USA i typowo nudnej, prawniczej dłubaniny. Pokazanie tego wszystkiego w atrakcyjny sposób wymaga mistrzowskiej ręki, a tego tutaj trochę zabrakło.

Na szczęście z narracyjnych mielizn film często wyciąga bardzo dobrze napisany główny bohater. Wypełniony determinacją i chęcią walki, gotowy poświęcić dla sprawy swoją karierę, życie rodzinne oraz własne zdrowie. Oglądanie jego narastającej frustracji wynikającej z uświadamiania sobie znikomych szans na zwycięstwo, jest bardzo angażujące emocjonalnie. Na pewno pomaga w tym świetnie rola Marka Ruffalo. Mało kto potrafi tak dobrze grać postaci znajdujące się na skraju wybuchu, niby spokojnie, ale wewnątrz kipiące od gniewu. Obserwując ekranowego Billotta rzeczywiście widzimy człowieka, który wygląda, jakby zaraz miał rozpaść się na kawałki.

Trochę ponarzekałem na to, że Mroczne wody czasami przymulają w kwestii tempa, ale i tak polecam go Waszej uwadze, bo wciąż brakuje filmów tak dobitnie uświadamiających nam, jak bardzo jest źle. A sam fakt, że potrzeba do tego obrazów odpowiednio atrakcyjnych, też powinien dostarczyć osobnych przemyśleń.

Do obejrzenia na HBO GO

PS. Warto zwrócić uwagę, jak dobrze działa w tym filmie odpowiednie dobranie barw i filtrów. Zimne, przygaszone, jakby zgniłe kolory doskonale oddają atmosferę całej sprawy i jeszcze zwiększają negatywny wydźwięk produkcji. 

Related post

WP-Backgrounds Lite by InoPlugs Web Design and Juwelier Schönmann 1010 Wien