Filmowy misz-masz #9

 Filmowy misz-masz #9

Zapraszam na cykliczny przegląd filmowy złożony z postów publikowanych na profilu Kusi na Kulturę. Tym razem wśród opisywanych tytułów “Bracia Sisters”, “Captain Fantastic”, “Dracula” oraz “Przemytnik.

Bracia Sisters 

Bracia Sisters

Z początku wszystko zapowiada dość klasyczną opowieść o Dzikim Zachodzie. Tytułowi bohaterowie to rodzeństwo bezwzględnych morderców działających dla tajemniczego Komandorem. Porywczy, maniakalny Charlie (Joaquin Phoenix) oraz stonowany i rozsądny Eli (John C. Reily) dostają zlecenie zabicia Hermanna Kermiat Warma (Riz Ahmed) – drobnego złodziejaszka, którego wcześniej ma wyśledzić elokwentny John Morris (Jake Gylenhaal). Jednak szybko okazuje się, że Hermann jest rodzajem wynalazcy-myśliciela, a sam Morris znajduje w nim przyjaciela. Od tego momentu fabuła filmu zaczyna krążyć swoimi drogami – twórcy igrają z widzem i jego przyzwyczajeniem do scenariuszowych klisz, zaskakując w naprawdę niespodziewanych miejscach. A do tego serwują opowieść śmiertelnie poważną, ale często też groteskowo zabawną.

bracia sisters

Dziwny jest to film, który balansuje między przygodową opowieścią o późnym Dzikim Zachodzie, a snujem skupiającym się na ukazaniu specyficznej więzi między wyjętymi spod prawa braćmi. Tempo jest tu raczej usypiające, ale całość ma w sobie pewien rodzaj magnetyzmu. Duża w tym zasługa zdjęć pięknych plenerów i majestatycznej przyrody, ale też ukazaniu brudu i syfu, w jakim muszą funkcjonować bohaterowie. Na pewno warto obejrzeć go dla samych występów aktorskich – błyszczy zwłaszcza Phoenix, który samym wyrazem twarzy potrafi pokazać, że jego bohater stąpa po najciemniejszych obszarach ludzkiego umysłu. Jeśli ktoś spodziewał się klasycznego podejścia do westernu, to pewnie się wynudzi. Ale z drugiej strony – kto w dzisiejszych czasach szuka takich doznać w tego typu filmach?

Captain Fantastic

captain fantastic

Długo się za ten film zabierałem, bo chyba niepotrzebnie spodziewałem się takiego typowego quirkywave zrobionego pod Sundance, którym się swego czasu mocno przejadłem. Jednak ostatecznie okazuje się czymś innym. Ben wychowuje szóstkę swoich dzieci w zupełnym odcięciu od świata hiperkapitalizmu. Zaszyte w leśnej głuszy dzieciaki uczą się polowania, hodowania roślin, są poddawane ciężkim treningom fizycznym, a także dogłębnemu wykształceniu. Wszystko według skrajnych poglądów, które dzieli z cierpiącą na chorobę dwubiegunową żonę. Na początku filmu dowiadujemy się, że popełniła samobójstwo, a specyficzna rodzina musi wybrać się na jej pogrzeb, co oczywiście wiąże się z spotkaniem z normalnym światem.

Captain fatastic

Poniżej będzie o warstwie ideologicznej filmu, co zawiera w sobie pewne spoilery co do jego wydźwięku, ale nie fabuły.

Przy tak ciekawym temacie film zaskakuje dość klasyczną strukturą rodzinnego kina drogi – mamy przed sobą szereg sytuacji, które przez kontrast pokazują nam charakter całej zgrai, są nieuniknione konfrontacje wynikające z narzucania wychowawczej wizji, konflikty i pojednanie. Ogląda się to bardzo dobrze, między innymi dzięki genialnej grze dzieciaków i Vigo Mortensena, ale drażni trochę pójście na skróty w wymowie całej opowieści. Mamy wyraźnie zarysowany konflikt między dwoma skrajnymi sposobami na życie – konsumpcjonizmem, a zupełnym oderwaniem od społecznych reguł. I do pewnego momentu mamy tutaj pewien dialog i pokazanie, że fanatyzm nigdy nie jest najlepszym rozwiązaniem. Ben zaczyna powątpiewać, czy przypadkiem nie dobiera dzieciom prawa do własnych wyborów i nie tworzy z nich zdziwaczałych odludków. Wszystko to pokazane jest jako rzeczywisty dylemat człowieka, który uważa, że jego droga jest najlepszą z możliwych, ale powoli dociera do niego możliwość błędu. Jednak ostatecznie tradycyjny schemat filmu wymusza na fabule bardzo uproszczony happy end, który sprawia, że wszystkie wcześniejsze wątpliwości zostają rozwiane i cały dyskurs idzie w cholerę na rzecz pochwały z góry założonej tezy. Co nie jest niczym nowym, ale w tak trudnym temacie chciałoby się czegoś więcej. Jeśli traktować “Captain Fantastic” jako ciepłą historię mającą zwrócić uwagę ile świadomości i szans rozwoju tracimy przez zatracenie się w bezmyślnej konsumpcji, to film świetnie zdaje egzamin. Jako próba dyskusji na temat różnych modeli wychowania i utrzymania wolności osobistej, popada w zbytni zachwyt jedną z przedstawianych stron. A wystarczyłoby trochę więcej odwagi w ostatnich scenach filmu, aby wszystko było mniej oczywiste.

 

Dracula 

dracula oldman

Oglądam ten film ponownie co parę lat i za każdym razem podoba mi się on coraz bardziej. Jeśli mam być szczery,(gimnazjum to było?), to za pierwszym razem ta cała przesada i kiczowatość raczej mnie odrzucały, a teraz jestem w nikt zakochany. Wydaje mi się, że tworzenie tego filmu musiało być spełnieniem kinofilskiego snu polegającego na nie przejmowaniu się tym, że konwencja może nie zostać w pełni kupiona, tylko robieniu swojego. Wydaje mi się, że problemem dla wielu może być oczekiwanie horroru, który będzie straszył. A tutaj przecież nie o to chodzi, tylko o to całe rozpasanie formy i oddanie hołdu wobec klasycznych opowieści grozy. Uwielbiam tu, że praktycznie każda z głównych ról (tylko Keanu w klasycznej roli drewna) jest przejaskrawiona do granic groteski, w czym oczywiście przoduje genialny Gary Oldman jako tytułowy wampir. Choć Anthony Hopkins w roli Van Helsinga też nie ustępuje mu kroku. No i nie zapominajmy o jednym z najlepszych soundtracków w dziejach – Wojciech Kilar stworzył prawdziwe dzieło.

Dracula Coppola

Jednak nieuczciwe byłoby ocenianie  Draculi tylko przez pryzmat tej całej przesady. Bo przecież jest w nim dużo cudownych niuansów, które wypełniają go po brzegi klimatem. Choćby Dracula zachwycający się kinematografem jako cudem techniki, nawiązania do różnych epok filmowania (spacer księcia po ulicach Londynu) i klasyków horrorów. To tak naprawdę jeden z najbardziej “filmowych” i autotematycznych tytułów, które widziałem w życiu. Miłość do kina i innych form narracji wizualnej (na przykład bitwa jako teatr cieni w prologu) wręcz wycieka z każdego kadru. Doceniam także, jak daleko poszło tu pokazanie wampira jako mitu erotycznego. Jak na standardy Hollywood to bywa tu naprawdę perwersyjnie

 

Przemytnik 

przemytnik eastwood

Clint Eastwood powraca ze swoim trzydziestym ósmym filmem. Tym razem na warsztat wziął dość frapującą historię Earla Stone’a – hodowcy kwiatów, który w wieku prawie dziewięćdziesięciu lat zaczął pracować jako kierowca przerzucający narkotyki dla meksykańskiego kartelu. Ocena takich produkcji jest wyjątkowo trudna, bo wcześniej trzeba przebić się przez kilka warstw, które wpływają na nasz odbiór, a niekoniecznie są związane z samym obrazem. Pierwsza z nich opiera się na samym podziwie do dziarskości samego Eastwooda. W wieku osiemdziesięciu ośmiu lat po raz kolejny nie tylko wyreżyserował cały film, ale też zagrał w nim główną rolę. I znowu wypada bardzo dobrze. Od razu załącza się filtr “dziadzio Clint nadal potrafi”, który ociepla cały obraz. Zresztą, wiek i znajomość poglądów reżysera każą także trochę przymknąć na specyficzny i nachalny dydaktyzm, jakim wypełniony jest ten obraz. Przykładem może być scena, w której Earl postanawia pomóc czarnoskórej rodzinie stojącej na poboczu drogi. Matka z dzieckiem czekają na ojca, który próbuje znaleźć sygnał, by wygooglać sposób na wymianę opony. Oburzony Earl/Clint wygłasza przemówienie o tym, jak dzisiejsze pokolenie młodych ludzi nie radzi sobie bez Internetu – zresztą ten występuje w roli najgorszego zła tego świata, już meksykańscy gangsterzy są przedstawiani w lepszym świetle. Sytuacji tego typu jest w tym filmie sporo, klimat “kiedyś to kurła było” czasami jest zbyt natarczywy.

Eastwood przemytnik

W tej samej scenie zresztą ujawnia się też inny aspekt związany z poglądami samego reżysera. Earl naprawia oponę i rzuca komentarz w stylu “No proszę, pomagam Murzynom”a oni tłumaczą mu, że teraz wolą już nie być tak nazywani, a najlepiej jakby zniknęły wszystkie rasowe określenia. Takich niezręcznych dla bohatera sytuacji jest więcej i tutaj muszę przyznać, że Eastwood wykazał się dość sporą świadomością w kwestii oceny poglądów swojego pokolenia – jego bohater nie ma nigdy żadnych złych zamiarów, wszystkich traktuje podobnie, ale lata wychowywania w takich, a nie innych warunkach sprawiają, że nie do końca nadąża nad społecznymi zmianami zachodzącymi na świecie. Zwłaszcza z tymi związanymi z językiem. Są one sporym zaskoczeniem, ale też witane są z uśmiechem. Dość niefortunne są natomiast wstawki komentujące dzisiejsze problemy rasizmu w USA. Zatrzymany przez DEA Meksykanin rozpacza, że według statystyk to najniebezpieczniejsze pięć minut w jego życiu, a on sam może zostać zastrzelony. Widać, że Eastwood chciał zaznaczyć, że rozumie, co złego dzieje się z jego ukochanym krajem, ale nie potrafił zrobić tego w naturalny sposób. Jednakowoż, to dość ciekawa próba pokazania światu, że obecna sytuacja rasowa w USA nie podoba się także bardziej konserwatywnym obywatelom. Tutaj ponownie wchodzi problem niemożności spojrzenia na ten film bez pamiętania o wieku jego twórcy – przed dziewięćdziesiątką chyba już trudno się przyznać, że swój sposób widzenia świata odchodzi powoli do lamusa.

przemytnik eastwood

Poświęciłem tyle czasu na próbę zrozumienia intencji samego Eastwooda, to może czas napisać jak produkcja broni się jako narracja filmowa? Tu natomiast bywa różnie, bo o ile sama historia pracy dla narkotykowego imperium jest dość ciekawa, to ważny jest także wątek próby nawiązania przez Earla dawno zerwanych kontaktów z własną rodziną. I te sceny są nieznośnie patetyczne i męczące. Technicznie filmowi trudno mieć coś do zarzucenia – Eastwood używa charakterystycznej dla siebie powolnej narracji, a same zdjęcia są przyjemne dla oka, ale pozbawione wymyślnych fajerwerków. Oprócz Eastwooda na ekranie pojawiają się między innymi Bradley Cooper, Laurence Fishburne, Michael Pena i Andy Garcia (on wciąż żyje!). O wszystkich można powiedzieć, że wykonują swoją pracę poprawnie. W ogóle to jest idealne określenie dla formalnej strony tego filmu: wszystko jest w nim poprawne.  Jeśli lubicie kino Eastwooda, stęskniliście się za jego grą i nie przeszkadza Wam doza samozachwytu na temat własnej szczerości i niepokorności (jest kilka takich dziwnych scen) to Przemytnik może się podobać. Jeśli jednak jesteście wyczuleni na pewien rodzaj naiwności (jak to świat schodzi na psy, bo młodzi nic nie potrafią) i nie lubicie kiedy reżyser stawia się na pozycji kaznodziei, to spokojnie możecie sobie odpuścić.

Related post

WP-Backgrounds Lite by InoPlugs Web Design and Juwelier Schönmann 1010 Wien