Kraina Lovecrafta, czyli groza niejedno ma imię

 Kraina Lovecrafta, czyli groza niejedno ma imię

Czy list miłosny do pulpowej fantastyki da się połączyć z rozliczeniem rasistowskiej historii USA? “Kraina Lovecrafta” udowadnia, że jak najbardziej. Jednocześnie przypomina, że żaden horror nie może mierzyć się z grozą ludzkiej nienawiści.

W jednym z początkowych fragmentów Krainy Lovecrafta jesteśmy świadkami jak Atticus Turner i jego wujek George, dwaj czarnoskórzy miłośnicy pulpowej fantastyki, toczą dyskusję na temat problemu rasizmu w ich ulubionych książkach. Wspominają między innymi cykl o Johnie Carterze (to ten z Marsa), którego główny bohater jest byłym konfederatem.

„Ale przecież sam uwielbiasz te książki! – sprzeciwił się Atticus. – Równie mocno jak ja!”.

„Tak, kocham je – zgodził się George. – Ale powieści są jak ludzie, Atticusie, i sama sympatia do nich nie wystarczy, by stały się idealne. Zawsze będziesz cieszył się ich zaletami i ignorował wady, co nie zmienia faktu, że nadal tam są”.

„Ale ty się nie wściekasz tak jak tata”.

„Prawda, nie wściekam się. Nie na książki. Choć przyznam, że czasami mnie rozczarowują – odparł George

Ta wymiana zdań doskonale opisuje to, czym właściwie jest ta książka. Matt Ruff stworzył list miłosny do wszelkiej maści horrorów, fantastyki naukowej i weird fiction z pierwszej połowy XX wieku. Jednak jest to trudna miłość, której esencja  mieści się w powyższym cytacie.

Kraina Lovecrafta książka

Czym jest Kraina Lovecrafta

Kraina Lovecrafta  jest zawieszona pomiędzy powieścią a zbiorem opowiadań. Tom składa się z  ośmiu historii opowiadających o niezwykłych przygodach afroamerykańskiej rodziny skupionej wokół wydawania “Przewodnika bezpiecznego Murzyna”, czyli atlasu drogowego spisującego miejsca, w których czarnoskórzy podróżni mogą się czuć bezpieczni (coś jak istniejący naprawdę Greenbook). W każdym z opowiadań głównym bohaterem jest któryś z jej członków, wszystkie opowieści mają swój własny początek i koniec, ale jednocześnie przenikają się nawzajem i ostatecznie składają się w całość. W pierwszym z nich Atticus Turner wraz ze swoim wujkiem oraz przyjaciółką z dzieciństwa Letycją wyrusza na poszukiwanie swojego zaginionego ojca. Trop wiedzie do tajemniczej posiadłości zamieszkałej przez przedstawiciela starego rodu parającego się magią, będącego przywódcą złowrogiego Kultu Adama. Pomimo rasistowskich uprzedzeń jego członków okazuje się, że Atticus jest im z jakiegoś powodu niezbędny do przeprowadzenia potężnego rytuału. W drugim opowiadaniu bohaterką zostaje Letycja, która kupuje nawiedzony dom powiązany z dziwnym kultem. Każdy nowy rozdział to inna perspektywa. Dzięki temu książka nie staje się monotonna, co mogłoby się wydarzyć, gdyby skupiała się tylko na jednym protagoniście. A układanie nadrzędnej historii z porozrzucanych wątków daje sporo czytelniczej radości.

Osobny, stanowiący małe wtrącenie, akapit chciałbym poświęcić zamieszaniu wokół tytułu książki. Prócz samych odwołań (choć nie aż tak licznych, ważniejsza jest tu pulpowa fantastyka jako taka) do prozy Samotnika z Providence oraz jego zajadłego rasizmu, geneza tej nazwy jest dość prosta. Lovecraft Country to spopularyzowane przez system rpg Zew Cthullhu określenie na teren, w którym rozgrywają się opowiadania autora “Reanimatora”. Obejmuje on fikcyjne miasteczka mieszczące się w sześciu stanach składających się na rejon nazywany Nową Anglią. Natomiast w książce Ruffa, jest to tytuł pierwszego opowiadania i odnosi się głównie do niego. Bohaterowie wyruszają w nim do miasteczka Ardham (błędnie zapisanego jako Arkham) w Massachusetts, które (jako fani horroru) sami określają właśnie mianem Krainy Lovecrafta.  Według mnie to wszystko ładnie się  broni w kwestii samego opowiadania, klimatu książki, jej przesłania oraz oczywiście jako sprawny chwyt marketingowy. 

Lovecraft Country mapa
Uproszczona mapa fikcyjnej Krainy Lovecrafta znaleziona na Wikipedii

Matt Ruff musiał mieć sporo radości przy bawieniu się klasycznymi motywami groszowej fantastyki. Jego bohaterowie natrafiają na takie obowiązkowe punkty programu jak ogarnięci żądzą władzy magowie, poszukiwanie zakazanej księgi czy próba wypędzenia niezbyt przyjemnego ducha. Nie ma tutaj mowy o żadnym pastiszu, wszystkie te cuda niewidy opisywane są z pełną powagą, która ocierałaby się o śmieszność, gdyby nie dość nietypowa reakcja bohaterów, którzy napotykane dziwy przyjmują z zaskakująco dużym spokojem, jakby były dla nich czymś naturalnym. Dzieje się tak, bo to wszystko nie może równać się z towarzyszącą im na co dzień grozą, która swoje źródło ma we wszechobecnym w USA lat pięćdziesiątych rasizmie. To podsycana rasizmem nienawiść jest tu najbardziej demoniczną siłą. W tym właśnie tkwi błyskotliwość zabiegu Ruffa – zestawienie nadprzyrodzonych śmiesznostek z przejmująco przedstawionym rasizmem sprawia, że ten wydaje się jeszcze bardziej odpychający niż zwykle. Magia stanowi tu kolejny sposób represji czarnoskórych, a ta jest taka znana bohaterom, że żadna nowa forma ich nie dziwi. Pomimo temu całemu pesymizmowi świata przedstawionego, jest to książka emanująca nadzieją: Ruff stawia bohaterów do nierównej walki i uzbraja ich tylko w godność osobistą i determinację, które okazują się bronią równie skuteczną co magia. Brzmi to może dziwnie, ale w praniu okazuje się działać znakomicie — kibicujemy bohaterom na wszystkich frontach, a połączenie taniej fantastyki z powieścią zaangażowaną społecznie dostarcza wrażeń, których są dość zaskakujące w kontekście literatury rozrywkowej.

Kraina Lovecrafta książka

Czas na lekkie kręcenie nosem – moim największym zarzutem wobec Krainy Lovecrafta jest to, że dwa opowiadania wydały mi się potraktowane przez autora trochę po macoszemu, jakby nie do końca starczyło mu pomysłu na to jak odpowiednio je rozwinąć. Są to rozdziały Jekyll w Hyde Parku oraz Horacy i diabelska lalka, w których otrzymujemy całkiem interesujący pomysł wyjściowy, ale one same sprawiają wrażenie, jakby nie dostały szansy wybrzmieć równie mocno, co inne historie zawarte w książce. Szczególnie to drugie jest dość rozmyte, a znalazło się bezpośrednio przed wielkim finałem spinającym wszystkie wątki, przez co końcówka traci trochę na impecie i nie uderza tak mocno, jakby mogła to zrobić. To przedfinałowe rozmemłanie trochę rozczarowuje, ale na szczęście nie psuje bardzo pozytywnego odbioru książki jako całości.

Kraina Lovecrafta – Serial a książka

Lovecraft Country HBO

Nie ma się co oszukiwać i trzeba uczciwie przyznać, że większość potencjalnych czytelników przed sięgnięciem po książkę najpierw obejrzy przynajmniej jeden odcinek serialu wyprodukowanego przez HBO. Taka sytuacja zawsze rodzi dwa podstawowe pytania, które mogą zaważyć przy podejmowaniu decyzji dotyczącej potencjalnej lektury. Brzmią one tak:

1. Jak mocno pokrywa się fabuła książki i adaptacji?

Pierwsze z nich pojawia się zazwyczaj w dość pozytywnym kontekście — serial podoba się na tyle, że oglądający chętnie sięgnąłby po oryginał, ale niekoniecznie kręci go przeżywanie tej samej historii po raz drugi. W przypadku Lovecraft Country sprawa ma się następująco: o w miarę wiernej adaptacji możemy mówić w przypadku pierwszego odcinka, w każdym następnym pojawiają się coraz większe odstępstwa od oryginału. I o ile w odcinku drugim i trzecim zmiany są istotne, ale całość posiada podobny rdzeń, to końcówka czwartego odcinka dokłada wątki nieobecne w książce, co każe sugerować, że fabuła zacznie podążać w mocno odmiennym kierunku. Serial zaczyna także ukazywać wątki, które w książce pozostają gdzieś w tle, robi się przez to trochę bardziej dosłowny.

Kraina Lovecrafta HBO

2. Jak serial ma się do książki?

Pytanie może wydawać się podobne do poprzedniego, ale według mnie dotyczy tym razem serialu jako całości, w tym klimatu i sposobu prowadzenia akcji. Ma też raczej wydźwięk negatywny, najczęściej pojawia się w towarzystwie określenia typu “bo serial to trochę lipa”. Tu sprawa jest trochę bardziej skomplikowana. Ponownie pierwszy odcinek jest zbliżony do tego, co prezentuje sobą książka, jednak każdy kolejny pokazuje duże zmiany. Najważniejsze – znika antologiczny charakter, wątki pojawiające się w osobnych opowiadaniach tutaj rozpoczynają się równolegle z innymi. Znika też rozmycie głównego bohatera, które według mnie stanowi dużą zaletę książki — w serialu głównymi bohaterami są ewidentnie Atticus i Letycja. Jest to dość logiczne posunięcie z punktu widzenia serialowej formuły (choćby ze względu na kontrakty aktorskie), ale trudno mi jeszcze stwierdzić czy Atticus jest na tyle silną postacią, aby pociągnąć całą tę historię.

Kraina Lovecrafta HBO

Serialowa Kraina Lovecrafta wydaje mi się także jeszcze bardziej campowo niż książka, która w warstwie pulpa-powaga zachowywała większą równowagę. Może to kwestia tego, że opisy nadnaturalnych zjawisk zawsze będą brzmiały lepiej niż ich wizualizacje. Bo trudno ukryć, że efekty specjalne w serialu HBO wyglądają często tanio i kiczowato. Z jednej strony całkiem dobrze pasuje to do konwencji, ale z drugiej może powodować reakcje odwrotną do zamierzonej (śmiech zamiast napięcia). Większe jest także natężenie scen krwawych i przedstawiających seks (w książce scena “łózkowa” pojawia się raz). Ogólnie odnoszę wrażenie, że serial idzie mocniej w stronę klimatów tanich filmowych horrorów z lat 60 i 70 (co mi ,jako ich fanowi nie przeszkadza), co jednak trochę odbiega od tego, co prezentuje sobą książka. Ma to swój urok, ale rozumiem, że może łatwo zrazić. Jeśli zaś chodzi o drugą istotną dla tej pozycji sprawę, czyli przedstawienie rasizmu, to tutaj wizja jest bardzo zbliżona. I jeśli przeszkadza warstwa ideologiczna serialu, no to w książce też nie ma czego szukać, bo jest ona równie istotna i bezpośrednia.

Podsumowując: jeśli uważacie, że koncepcja serialu jest ciekawa, ale trochę odrzuca Was jej realizacja, to wciąż sugeruje dać szansę książce. I to nie tylko dlatego, że objąłem ją patronatem.

Kraina Lovecrafta ukazała się nakładem wydawnictwa W.A.B. Za tłumaczenie odpowiada Marcin Mortka. 

Post powstał w ramach współpracy promocyjnej z wydawcą.

Related post

WP-Backgrounds Lite by InoPlugs Web Design and Juwelier Schönmann 1010 Wien