Lost – Ten wyjątkowy pierwszy raz
Z perspektywy czasu można uznać Lost za jeden z największych szwindli w historii telewizji. Jednak nie zmienia to faktu, że dla wielu widzów była to produkcja, od której zaczęła się ich prawdziwa miłość do seriali.
Patrząc na dzisiejsze miejsce seriali telewizyjnych w popkulturze trudno wyobrazić sobie, że jeszcze kilkanaście lat temu uznawane były za rozrywkę gorszego sortu. Cofnijmy się do roku 2005, w którym większości przyszłych kompulsywnych oglądaczy seriale kojarzyły się głównie z ramotami pokroju Drużyny A, Xeny lub jakimiś proceduralnymi, kryminalnymi tasiemcami, czyli rozrywkami dla ludzi, którym bardzo, ale to bardzo się nudzi. Oczywiście z niektórych miejsc docierały sygnały o serialach wartych obejrzenia, ale nie przebijały się one do szerszej widowni – zwłaszcza tej telewizyjnej. Warto pamiętać, że w tamtym czasie stałe łącze dopiero stawało się obowiązującym standardem, a dostęp do nowości był mocno ograniczony. Sam należałem do grupy, która raczej nie wierzyła w zapewnienia, że seriale mogą stać się czymś o wiele ciekawszym. Wszystko jednak miało się zmienić za sprawą, o dziwo, telewizji publicznej, która postanowiła w każdy czwartek emitować po dwa odcinki dziwnego serialu robiącego furorę w USA. Mowa oczywiście o Lost u nas znanych jako Zagubieni.
Lost – początek miłości do seriali
Pamiętam, że swoją przygodę z pasażerami feralnego lotu 815 zacząłem zupełnie przypadkowo – jako efekt skakania po kanałach telewizyjnych. Wcześniej czytałem jakąś zapowiedź, ale nie potraktowałem jej zbyt poważnie – w końcu dotyczyła serialu. Zacząłem chyba od odcinka piątego i niezbyt rozumiałem o co właściwie chodzi. Jednak w kolejnym tygodniu wróciłem do następnych odcinków i powoli zacząłem się wkręcać, a zanim się obejrzałem zostałem pochłonięty na amen. To było uczucie, którego wcześniej nie znałem – w każdy czwartek o 20 siadałem przed telewizorem i jak zaczarowany oglądałem historię, która nie przypominała niczego, co wcześniej nie znałem. Po obejrzanym odcinku dzwoniłem do kolegi, z którym omawialiśmy, co właśnie się stało. Następne sezony oglądałem już dzięki Internetowi, ale fascynacja pozostała. Z rozmów wiem, że wiele osób miało podobne doświadczenie i też dzięki Lost rozpoczęła się ich miłość do seriali, choć w przypadku omawianej produkcji nie wszyscy dotrwali do jej końca, bo po drodze okazało się chyba, że sami twórcy zostali zaskoczeni tym, co udało im się stworzyć.
Możliwe, że wciąż istnieją ludzie, którzy nie kojarzą czym właściwie byli Zagubieni, więc warto coś o tym skrobnąć. Serial opowiadał o grupce rozbitków, którzy przeżyli katastrofę lotu z Sydney do Los Angeles i wylądowali na tajemniczej wyspie. Szybko okazuje się, że to miejsce pełne tajemnic i niewytłumaczalnych zjawisk (polarne niedźwiedzie czy tajemnicy potwór żyjący w dżungli), a główni bohaterowie sami wydają się skrywać wiele sekretów. O tych drugich dowiadujemy się dzięki jednemu z znaków rozpoznawczych serialu, czyli flashbackach. Każdy odcinek serialu odgrywał się na dwóch płaszczyznach – teraźniejszej, oraz tej dotyczącej historii danej postaci. W ten sposób bardzo szybko mogliśmy zgrać się z bohaterami i snuć teorie o ich powiązaniu z tajemniczą wyspą. Dowiadywaliśmy się, że wszyscy byli zagubieni w życiu na długo przed zostaniem faktycznymi rozbitkami. Postaci było multum, a większość z nich była świetnie rozpisana dzięki czemu każdy mógł znaleźć sobie swojego ulubieńca oraz tych, których kochał nie cierpieć. Z perspektywy czasu mogę stwierdzić, że rozwój bohaterów i ich wzajemnych relacji był najlepszą stroną całej produkcji. Przy okazji trzeba oddać twórcom, że nie pitolili się z bohaterami i potrafili bez pardonu zabić postacie, które wydawały się istotne i były lubiane przez widzów
Warto wspomnieć, że głównym twórcą odpowiedzialnym za cały bałagan był sam J.J. Abrams – właśnie dzięki Lost wszedł na drogę, która pozwoliła mu zostać reżyserem ostatnich Gwiezdnych Wojen. Trzeba przyznać, że miał niezły tupet, bo razem z swoimi współpracownikami stworzył najdroższy pilot w historii telewizji (około 12 milionów dolarów). Szefostwo ABC początkowo było przerażone, bo nie wierzyło, że tak dziwna produkcja znajdzie wystarczająco wielu odbiorców. Na ich szczęście serial okazał się hitem i pokazał jak bardzo widzowie głodni są historii, które nie traktują ich jak matołów, a zamiast tego proponują im intertekstualną grę. W końcu “Zagubieni” to pierwszy serial, który pokazał jak wyglądać może serial w pełni multimedialny. Oprócz samych odcinków, w sieci pojawiały się także strony dotyczące spraw serialu, chociażby samej linii lotniczej, z której skorzystali bohaterowie. Dzisiaj to już na nikim nie robi wrażenia, ale wtedy była to prawdziwa nowość. Chyba do dzisiaj nie powstał żaden inny serial, który tak mocno obrodziłby w fanowskie teorie i nie zmusił widzów do analizy najdrobniejszych szczegółów.
Największym magnesem przyciągającym do serialu była jednak jego tajemnicza aura. Każdy odcinek wydawał się przynosić kolejną wskazówkę, ale też kolejne zagadki. Do tego twórcy do perfekcji opracowali sztukę wrednych cliffhangerów, które pozostawały widzów w stanie skrajnego podniecenia. Mitologia wyspy coraz bardziej się rozwijała, a sam serial stał się naprawdę oryginalną mieszaniną science-fiction z wątkami mistycznymi. Jednak im dalej w las, tym więcej osób zaczęło powątpiewać, czy ktokolwiek ma plan, jak wytłumaczyć całą historię. Do końca trzeciego sezonu szło jeszcze wierzyć, że jakaś wizja istnieje. Potem wiara zaczęła opadać. Po finale całego serialu okazało się, że padliśmy ofiarą pewnego oszustwa, które kazało ufać w ciekawe rozwiązanie prezentowanej historii. Zamiast tego dostaliśmy nietłumaczącą prawie niczego sklejkę dziwnych motywów. Ja i tak byłem zadowolony, bo od pewnego momentu był to dla mnie serial o postaciach, ale wielu ludzi było naprawdę wściekłych. Poczuli się po prostu wykiwani.
Lost zestarzało się dość nieładnie
Czy po dwunastu latach od premiery Zagubieni są jeszcze warci oglądania? Pomimo całej swojej sympatii do tego serialu muszę w to zwątpić. Jego głównym problemem paradoksalnie może być, jak na rewolucyjny serial, jego staroświeckość. Wynika ona między innymi z 24-odcinkowej formy pierwszych trzech sezonów, które spokojnie mogłyby być krótsze. Z tego powodu pełno w nim dłużyzn i wątków nie mających innego celu niż zapełnienie czasu antenowego. Wielu będzie drażnić wszechobecne w serialu nadęcie i nachalne narzucanie wrażenia oglądania czegoś wielkiego. Nie wywiązanie się twórców z rozwiązania zagadek także nie zachęcania do rozpoczęcia oglądania. Dlatego Lost to serial, który powinien pozostać w naszej pamięci jako ten pierwszy, od którego się wszystko zaczęło. Może teraz wydawać się trochę śmieszny, możemy się wstydzić fascynacji, ale to w końcu dzięki niemu poznaliśmy prawdziwą magię seriali telewizyjnych.