Magazyn “Komiks i My” – Frustracja, nienawiść i odrobina komiksu

“Komiks i My” to próba reaktywacji na polskim rynku zjawiska, jakim jest magazyn publikujący komiksy. Jednak to szlachetne założenie wydaje się tylko pretekstem dla ideologicznej krucjaty autorów magazynu.
Chciałbym napisać, że o magazynie “Komiks i My” było głośno już przed jego wydaniem. Jednak gdyby nie dyskusja na pewnej facebookowej grupie, to nie miałbym pojęcia, że takowy periodyk w ogóle istnieje. Pierwsze dostępne informacje i grafiki zapowiadały tytuł dość niedzisiejszy i niezbyt potrzebny na obecnym rynku. Podobnie nie przemawiało do mnie, widoczne na pierwszy rzut oka, polityczne zafiksowanie jego twórców. Jednak postanowiłem nie dać ponieść się osobistym preferencjom i dać magazynowi szansę. Dlatego przeczytałem go od deski do deski aby uczciwie ocenić.
Skoro mowa o magazynie komiksowym mającym na celu publikacje obrazkowych historii to najpierw skupię się właśnie na nich. Sam pomysł na stworzenie pisma, w którym publikowane będą komiksy jest dość odważnym posunięciem. Na polskim rynku raczej nie ma zapotrzebowania na takie inicjatywy, a odwoływanie się do tradycji nie wychodzących od ponad trzydziestu lat magazynów pokroju “Relaksu” raczej mija się z celem. Tutaj twórcom “Komiks i My” należy się punkt za odwagę. Jednak gorzej jest z treścią samych komiksów. Pierwszy z nich wita nas bez żadnego wstępu ani komentarza redakcji. Otwieramy magazyn i po spisie treści od razu trafiamy na komiks “Perła” autorstwa Grzegorza Weigta stworzony według Dolores Zok SSPS. Do tego autora należy także następny komiks “Duchy gór”. Poziom graficzny obu historii jest całkiem niezły, taka uboższa wersja kreski Joana Sfarra. Treściowo jednak mamy do czynienia z dwoma banalnymi przypowieściami o tym, że najważniejsze jest życie wewnętrzne i Bóg. Nie ma w tym krzty subtelności ani żadnego polotu, a tylko czysta katecheza.
Następną dłuższą historią pojawiającą się w magazynie są “Idioci” Krzysztofa Wyrzykowskiego – jedyny warty zainteresowania komiks w całym periodyku. To trochę staroświecka, ale dość intrygująca, historia science-fiction przypominająca nieco dzieła Moebiusa. Problem tylko, że “Idioci” mają już kilkanaście lat, więc nie zostali stworzeni specjalnie na potrzeby “Komiks i My”. Jednak pierwszy raz możemy zobaczyć ich w kolorze, więc już nie będę się czepiał i pozwolę autorom zapunktować. Potem nadchodzi czas na “Stację kontroli dusz”, czyli pierwszą z trzech części religijno-kosmicznego science-fiction spod ręki Piotra Promińskiego. To komiks, który jest paskudnym pseudofilozoficznym bełkotem budzącym tylko niesmak. Tekst jest grafomański, a rysunki przypominają to, co możemy zobaczyć w szkicownikach uczących się rysować szesnastolatków. Do tego znalazło się miejsce na kilka “humorystycznych” shortów, przy których polskie kabarety osiągają naprawdę wysoki poziom jeśli chodzi o jakość dowcipu. Ich lektura tylko utwierdza w przekonaniu podróży w czasie do początku lat dziewięćdziesiątych.
Jednak “Komiks i My” to nie tylko historie obrazkowe, ale także publicystyka. Szczerze przyznam, że gdybym kierował się emocjami to musiałbym przestać czytać magazyn już po znajdującym się w środku wstępniaku, w którym pan redaktor naczelny zaczyna atakować polskie środowisko komiksowe jako jednoznacznie lewicowe i ewidentnie wskazuje na światopoglądowy spisek. W ten sposób obraża wiele ciężko pracujących przy propagowaniu komiksu osób, już nie wspominając o mocnym rozmijaniu się z prawdą. Po takim wstępniaku nie powinno dziwić, że główny tekst numeru opowiada o tym, jak frankofoński komiks wspiera rozwój Islamu. Trudno mi polemizować z tekstem, z którego dowiaduję się, że takie komiksy jak “Persepolis” i “Arab przyszłości” ukazują świat muzułmański jako ten pełen wartości i atrakcyjniejszy od europejskiego. Do tego dochodzą teorie, że grafic novel (tak widnieje parę razy w tekście!) to też lewicowy wynalazek autorów chcących uszlachetnić swoje poglądy. Kopać z koniem się nie będę, ale wspomnieć mogę, że tekstowi przydałaby się korekta, bo jest po prostu słabo napisany. Taki wynalazek jak lead też by mu zresztą nie zaszkodził. Drugim tekstem, będącym w założeniu recenzją, jest analiza “V jak Vendetta”. Oczywiście w kontekście znajdujących się w tym komiksie lewicowych wartości. Nie wiem, czy ktokolwiek oczekiwał tekstu o dziele, które ma już prawie trzydzieści pięć lat, a jego autor otwarcie przyznaje się do swoich poglądów na sprawy polityczne i społeczne. Inna kwestia, że przesłanie komiksu wcale nie jest tak zero-jedynkowe jak sugeruje autor tekstu.
W niektórych kwestiach mam dość prawicowe poglądy, jednak takie absurdalne twory jak “Komiks i My” sprawiają, że zaczynam się ich naprawdę wstydzić. To twór po prostu kipiący od frustracji i nienawiści, a do tego wykonany strasznie amatorsko. Jego zawartość sprawia wrażenie, że niektórzy żyją nadal na początku lat dziewięćdziesiątych. Magazyn jest nieprzemyślany kompozycyjnie, źle złożony i po prostu mało atrakcyjny. Natomiast jeśli chodzi o jego ideologiczną stronę to fascynuje mnie niekonsekwencja twórców. Z jednej strony mamy krytykę francuskiego komiksu jako ostoi lewactwa, a z drugiej chwalimy się tym, że zamieszczony komiks został nagrodzony we francuskim konkursie – trochę szacunku dla logiki swoich działań.
Starałem się być uczciwy wobec nowego tytułu, więc kupiłem pierwszy numer i już nigdy nawet nie zaglądnę do następnych. W polskim komiksie naprawdę dzieje się tyle ciekawych rzeczy, że nie ma co sięgać po dziwny relikt, który próbuje mi wmawiać, że żyję w zupełnie innej rzeczywistości niż ta będąca dla mnie codziennością. A na pewno nie chcę być częścią dziwnego świata, w którym funkcjonują twórcy “Komiks i My”.