Miasto porzucone – Wywiad z Markiem Turkiem, autorem komiksu “Fastnachtspiel “

Fastnachtspiel to komiks wypełniony niepokojącymi wizjami miasta, w którym nikt nie może umrzeć ani go opuścić. O źródłach tych fascynacji oraz historii powstawania tego dzieła porozmawiałem z Markiem Turkiem, jego twórcą.
Marek Turek – jeden z najoryginalniejszych polskich artystów komiksowych. Rysownik-samouk, twórca ilustracji i okładek (książek i płyt). Komiksem zajmuje się od 1992 roku. Stworzył takie albumy jak: Międzyczas (Timof i cisi wspólnicy), Bajabongo, NeST”, Bellmer, niebiografia (Kultura Gniewu), Archiwum ekspansji (Celuloza), Fastnachtspiel (Wydawnictwo 23), współautor serii Wydział 7.Cechami charakterystycznymi jego twórczości są pełne ekspresji, czarno-białe plansze oraz surrealistyczne, oniryczne fabuły, przywodzące na myśl twórczość Franza Kafki, Thomasa Ligottiego, Borisa Viana i Erika Drookera.

Ponad dwadzieścia lat to dla polskiego komiksu kilka epok. Czy tworząc pierwsze odcinki Fastnachtspiela pod koniec lat dziewięćdziesiątych wyobrażałeś sobie, że Twoja historia doczeka się kiedyś takiego wydania?
Nie, początkowo planowałem to jako cykl w miarę regularnie publikowanych opowieści. Koncepcja wydania tego w całości pojawiła się po zakończeniu cyklu, ale musiały minąć długie lata zanim można było to zrealizować w odpowiedniej formie
Możesz przybliżyć trochę, jak wyglądało tworzenie i wydawanie komiksów w czasach tak zwanej Wielkiej Smuty polskiego komiksu (lata dziewięćdziesiąte)? Wtedy musiało to wymagać wielkiego samozaparcia.
Mówimy o okresie, w którym praktycznie nie było możliwości wydawania komiksów w formacie albumowym (pomijając nieliczne próby w obiegu niezależnym). Można było jedynie dokładać swoją cegiełkę w postaci krótkich form w którymś z zinów lub niskonakładowych magazynów komiksowych. W moim przypadku to trochę narzuciło formę całego cyklu, ale to dobrze, bo splatanie wielowątkowej opowieści jest chyba znacznie ciekawsze i daje ostatecznie dosyć spektakularny efekt.

No właśnie. Początkowo Fastnachtspiel sprawia wrażenie dość luźno powiązanych ze sobą historii. Rozgrywających się w jednym mieście, posiadających spójny klimat i rysunki, ale nie sprawiających wrażenia, jakby miały się połączyć w spójną opowieść. Czy kiedy rysowałeś pierwsze historie, miałeś już jakąś szerszą wizję?
Miałem wizję świata i ogólnie wiedziałem jak to się ma skończyć (w czwartej opowieści), ale to u mnie normalny cykl kreacji, praktycznie zawsze wymyślam tylko początek i koniec, a reszta powstaje w trakcie, inaczej po prostu nudziłbym się w czasie rysowania. Oczywiście jest to też pewien, bardzo logiczny sposób narracji, który w przypadku Fastnachtspiel jest wręcz fundamentalny. To komiks maksymalnie nawiązujący do ekspresjonizmu, a zatem stosowana w ekspresjonizmie “ramka narracyjna” jest jak najbardziej świadomym i celowym zabiegiem.
Czym jest miasto przedstawione w Twoim komiksie? Próbowałeś sobie kiedyś na to odpowiedzieć w wyczerpujący sposób?
Całe życie mieszkam w mieście, na blokowisku, bardzo proste przełożenie mojego “naturalnego środowiska”, oczywiście z zachowaniem odpowiednich zniekształceń i przerysowań.
Dużo miejsca zajmują w nim motywy biblijne i ezoteryka. To tematyka jakiś w sposób Tobie bliska, czy używasz jej raczej jako efektownego fabularnego nośnika?
Jestem wychowany w tradycji “rzymsko-katolickiej”, więc to dosyć naturalne, że najłatwiej było konstruować opowieść w oparciu o znane mi motywy. Oczywiście nie bez znaczenia jest czytelność przez odbiorcę z tego samego kręgu kulturowego. Jak sam zauważyłeś, ten komiks jest dosyć skomplikowany i naszpikowany odniesieniami, dlatego logicznym wydawało mi się skonstruowanie go w oparciu o motywy biblijne (ze szczególnym wskazaniem na Stary Testament) i grecką mitologię, bo nawiązania np. do islamu, buddyzmu czy sinto byłby chyba zbyt hermetyczne.

Nawiązań jest tu o wiele więcej, znaczeń i odwołań można się doszukiwać bardzo długo. Jednocześnie, jak na twór tak napakowany odniesieniami, Fastnachtspiel nie sprawia wrażenia komiksu nieprzystępnego. Te historie bronią się także bez konieczności rozszyfrowywania każdej z nich.
Ale ile czytelnik może mieć frajdy, kiedy przy którymś kolejnym (zakładam, że to komiks na kilka podejść) czytaniu, zaczyna wyszukiwać odniesienia i cytaty. Tyle, że takie, postmodernistyczne odczytywanie to inna sprawa, mi chodzi bardziej o konstrukcję, podstawę, na której jest zbudowana cała opowieść. Oczywiście da się ten komiks konsumować jako całkowicie autonomiczną historię, da się pominąć te cytaty i odniesienia, ale bez kontekstu takich rzeczy jak Gabinet doktora Caligari czy Metropolis ta lektura wydaje się być niepełna, za bardzo oderwana od założonej estetyki. Zbyt często spotykam się z zarzutami o nieudolność czy brak “realizmu”, żeby skazywać potencjalnych czytelników na taki rejs w nieznane.
Ekspresjonizm to nurt skupiony na szukaniu prawdziwej ludzkiej natury poprzez deformacje, zaprzeczeniu wiernego przedstawiania świata. Czy właśnie to wydaje Ci się atrakcyjne w komiksie? W końcu to medium, które pozwala na bardzo dużą umowność.
Ekspresjonizm jako styl w sztuce, dał podstawy dla współczesnej “powieści graficznej” i mocno wpłynął na komiks “niemy”. Jednak o ile w moich “niemych” komiksach bliżej mi było do twórczości Masereela, Nuckela, Warda i ich epigonów, o tyle Fastnachtspiel bardziej zanurzony jest w estetyce niemieckiego ekspresjonizmu filmowego, oczywiście w równej mierze co fascynacja literaturą spod znaku Kafki czy Borisa Viana czy dokonania filmowe Jeuneta i Caro.Wszyscy w/w zajmowali się tym o czym wspomniałeś, jest więc dosyć naturalne, że ich nazwiska wymieniam właściwie jednym tchem. Ale jednocześnie mój komiks jest utworem całkowicie autonomicznym, znajomość motywów i odniesień, wplecionych w jego fabułę, nie jest konieczna do lektury, chociaż niewątpliwie stanowi dodatkową atrakcję. I tak, zniekształcenie, deformacja, umowność to są rzeczy, które powodują, że komiks jest dla mnie jedną z najbardziej atrakcyjnych form wypowiedzi.
Czyli realizm niezbyt Cię pociąga?
Przy współczesnych możliwościach technicznych wiernego odwzorowywania rzeczywistości i przy ograniczeniach np. prawnych, które takie odwzorowanie ograniczają (min. prawo do wizerunku, zastrzeżenia znaków graficznych, postaci a nawet budynków itd. itp.), kierunek, w którym podążam wydaje mi się najbardziej otwarty i jednocześnie “bezpieczny”, wolny od wszelkich potencjalnych roszczeń i pozwalający wciąż jeszcze zachować specyficzną świeżość, tak unikatową w naszych czasach.
Wciąż wracam do przeszłości, ale ciekawi mnie jak odbierany był Fastnachtspiel w swoich zinowych czasach? Czy polscy czytelnicy komiksów przeszli przez te lata ewolucję i są teraz bardziej otwarci na takie formalne eksperymenty?
To dosyć zabawne pytanie, bo symultanicznie z tym wywiadem prowadzę w sieci kolejną, do niczego nie prowadzącą batalię z grupą “czytelników komiksów”, którzy jednoznacznie deklarują, że od czasów dawnego Relaxu nie pojawiło się w Polsce nic godnego uwagi. A tak trochę bardziej na poważnie, nie wiem na ile zmienili się czytelnicy, raczej pojawiły się ich kolejne pokolenia, a ci starsi w wielu przypadkach po prostu zalegli na źle upatrzonych pozycjach. Komiks jest tak rozbudowanym medium, rozwija się i ewoluuje w tak wielu kierunkach, że ciężko oczekiwać od czytelników, żeby podążali w każdą stronę.
W przypadku Fastnachtspiel mam ten komfort, że mogę obserwować jak powoli rośnie grupa czytelników. Wyszedłem z tym jako niezależną publikacją, wydaną w cyfrze w 100 egz., potem oficjalne wydanie w częściach, które kupiło kilkaset osób, a teraz ceglasty monolit, przy którym jeszcze za wcześnie na szacowanie poziomu zainteresowania. Oczywiście przez te ponad dwadzieścia lat sporo się zmieniło, więc łudzę się, że tym razem i w takiej formie Fastnachtspiel znajdzie wystarczające grono zadowolonych odbiorców.

Nie tylko Twoja kreska może być dla “przeciętnego” czytelnika sporym szokiem. Wykreowany przez Ciebie świat jest wyjątkowo mało optymistycznym miejscem. Działa na absurdalnych, groteskowych zasadach, ale nie jest to poczucie humoru, który wprawia w dobry nastrój, tylko jeszcze mocniej podbija poczucie beznadziei.
Pozornie tak, ale, oczywiście moim skromnym zdaniem, jeśli już ktoś zdecyduje się na wejście w taką konwencję, to bez problemu odnajdzie masę absurdalnego humoru i powód do niewymuszonego śmiechu. Właśnie ten absurd, odrealnienie, pozwala nie tylko na zachowanie zdroworozsądkowego dystansu podczas lektury, ale wręcz narzuca nie do końca poważne potraktowanie całej opowieści. Oczywiście, mam świadomość, że wiele wątków może być odebrane wręcz jako obrazoburcze czy bardzo kontrowersyjne, ale przez cały czas szukałem takich rozwiązań, które pozwolą mi uniknąć popadnięcia w nadmierny pesymizm czy beznadzieję przedstawianej historii. Dobry kucharz przełamuje zbyt intensywne smaki szczyptą odpowiednich dodatków lub przypraw, ja zastosowałem podobną receptę, wstawiając fragmenty gazet czy dokładając specjalne dodatki na końcu albumu. Mam nadzieję, że to działa.
To prawda, takie smaczki jak przepisy z dziwnych zwierząt czynią atmosferę trochę lżejszą, ale poczucie zagubienia nadal bywa u Ciebie przytłaczające. A może powinienem napisać: u Marka Turka sprzed dwudziestu lat? Czy patrząc na ten komiks odnajdujesz wciąż siebie, czy jednak czujesz, że niektóre elementy są już obce?
Trzeba wziąć poprawkę, że ten komiks naprawdę powstawał etapami i przez wiele lat (było to możliwe dzięki takiej a nie innej konstrukcji całości). Przecież ostatnią część skończyłem na przełomie 2016-2017, a finalny fragment powstał właściwie w ostatniej chwili, tuż przed oddaniem albumu do druku, a o tym, że się pojawił zdecydowali kupujący podczas zbiórki na Kickstarterze.
Mam wrażenie, że to wciąż żywy i rozwijający się twór, do którego co prawda na razie nie chcę wracać, ale może kiedyś, przy jakiejś okazji, np. serialu/filmu animowanego jeszcze jest szansa, że wrócę i zamieszam?
Zabrzmiało to, jakbyś rzeczywiście kiedyś zniknął. W końcu jesteś twórcą, który może nie zasypuje czytelników nowymi albumami co rok, ale wydajesz się pewną stałą polskiego komiksu.
Zależy ja na to spojrzeć. W tym roku pojawi się łącznie pięć moich solowych publikacji, a do tego cały czas dłubię z ekipą przy Wydziale 7, sam jestem w szoku, bo to mocno ponad normę i trochę zaczynam się w tym wszystkim gubić.
Zazwyczaj pracuję nad kilkoma komiksami symultanicznie, a te przerwy wynikają raczej z cykli i terminów wydawniczych. Tym razem zrobiła się kumulacja, a przecież cały czas realizuję kolejne projekty.
Wydział 7 to też pewnego rodzaju eksperyment. Polska seria wydawana w krótkich odcinkach to spełnienie pewnych marzeń o takim formacie, które wciąż są u nas silne?
Nie ukrywam, że robimy to trochę na przekór, a nawet wbrew realiom rynkowym. Masa ludzi, bo oprócz mnie i Tomka Kontnego są jeszcze niesamowici rysownicy, którzy naprawdę urywają godziny ze swoich normalnych zleceń, żeby dołożyć chociaż małą cegiełkę do tego projektu. Nie wiem co z tego ostatecznie wyjdzie, okazuje się, że to komiks przyjmowany z równie dużą ostrożnością co moje autorskie, z gruntu niszowe utwory. Chociaż odbiorca jest inny, bardziej zróżnicowany i Wydział jest często pierwszym rodzimym współczesnym komiksem, który trafia w jego ręce. Ale to dobrze, może tą drogą dotrzemy do nowych czytelników ze swoimi komiksami? Mam sygnały, że już tak się dzieje, chociaż to bardzo ciężka i wyboista droga.
W tych słowach da się wyczuć pewną nadzieję. Co w kwestii promowania komiksu nie jest wcale takie oczywiste. Nie zmęczyła Cię jeszcze ta walka?
Ja jestem permanentnie zmęczony, ale kiedy dostaję nagle malia nie wiadomo od kogo, i okazuje się, że ten ktoś przypadkiem trafił na jeden mój komiks i właśnie wydaje kupę kasy na zakupy na Gildii, albo kiedy na FB na privie dostaję info, że ktoś kupił zeszyt Wydziału na próbę i teraz zbiera komiksy ludzi robiących przy tej serii i dubluje wszystko, bo ma syna, który też się wkręcił, to jak mam odpuścić?
Fastnachtspiel ukazał się nakładem Wydwanictwa 23. Komiks kupić możecie po kliknięciu w poniższą okładkę.