Moje ulubione seriale 2024 roku

Zapraszam do przeglądu moich ulubionych seriali, które miały swoją polską premierę w 2024 roku.
Przed Wami sporo czytania, więc nie będę zabierał Wam cennego czasu jakimś rozbudowanym wstępem. Cel tego wpisu jest prosty — zebrałem w jednym miejscu wszystkie debiutujące w 2024 roku seriale, które z jakiegoś powodu przypadły mi do gustu. Lista jest całkiem pokaźna, bo zebrałem aż osiemnaście produkcji. Poza opisem znajdziecie też informację o tym, gdzie dany serial można obejrzeć, ile odcinków zawiera sezon i, co pewnie dla wielu równie istotne, czy mamy do czynienia z zamkniętą historią. Bez dalszego słodzenia zapraszam do przeglądania i lektury.
Batman: The Caped Crusader
Gdzie obejrzeć: Amazon Prime Video
Ile odcinków: 10
Czy to zamknięta całość: Nie
W swoim najnowszym serialu animowanym o Batmanie, Bruce Timm podjął kilka interesujących decyzji kreatywnych, które moim zdaniem sprawdziły się rewelacyjnie. Pierwszą z nich jest setting przenoszący akcję gdzieś w okolice początku amerykańskich lat 50. To utrzymane w stylistyce opowieśc noir Gotham stało się świetną scenerią do zaskakująco mrocznej historii. Wiadomo, Timm już w The Animated Series pokazał, że cartoonowa kreska wcale nie kłóci się z mrocznymi historiami, ale tym razem poszedł na całość. W Caped Crusader chronione przez Mrocznego Rycerza miasto jest miejscem przetrawionym przez korupcję i gangsterską władzę tak, że wydaje się już skazane na zgubę. W budowie tego obrazu pomaga fakt, że więcej niż samego Batmana obserwujemy na ekranie takie postaci jak Jim Gordon, Barbara Gordon czy Harvey Dent. Sam Wayne/Batman został zbliżony do pierwotnej postaci detektywa, niż typowego superbohatera. Nie jest też bohaterem zbyt przyjemnym – łatwo wpada w gniew, bywa bardzo nieprzyjemny (szczególnie dla biednego Alfreda) i bardziej niż podziw budzi strach. Nie wszystkie pojedyncze historie bronią się tak samo dobrze, bo przez połączenie ich z większą opowieścią, czasami nie mają przestrzenii, aby odpowiednio wybrzmieć, ale jako całość pierwszy sezon zrobił na mnie bardzo dobrze wrażenie. Tak się opowiada mroczne superhero, panie Snyder.
Dżentelmeni
Gdzie obejrzeć: Netflix
Ile odcinków: 8
Czy to zamknięta całość: Nie
Z filmowym Guyem Ritchem od kilku lat jest mi jakoś nie pod drodze, więc do sygnowanego przez niego serialu podchodziłem ze sporym powątpiewaniem, zwłaszcza, że tytuł sugerował powtórkę z rozrywki z filmu sprzed kilku lat. Jednak Dżentelmeni okazali się produkcją świeżą i sprawnie wykorzystującą pomysł na złączenie brytyjskiej arystokracji z gangsterskim światkiem. Dużo zwiariowanych zdarzeń, ekscentrycznych postaci i sprytnie prowadzona intryga sprawiają, że serial kojarzy mi się z adaptacją jakiejś nigdy nie powstałej części GTA. Świetnie sprawdza się tu patent na połączenie wyrafinowania wyższych sfer (szczególnie kiedy bohaterowie opisują wytwornym językiem wydarzenia typu strzelanina podczas narkotykowej transakcji) z niepoprawnością typową dla brytjskich komedii gangsterskich. Całość utrzymana jest w szybkim tempie i przez większość sezonu nie traci swojej narracyjnej energii. Spragnieni czarnej komedii o szemranych, ale niezwykle uroczych typkach powinni być usatysfakcjonowani.
Fallout
Gdzie obejrzeć: Amazon Prime Video
Ile odcinków: 8
Czy to zamknięta całość: Nie
Nie pokładałem w serialowym Falloucie wielkich nadziei, w czym pewnie dużą zasługę miała raczej mizerna jakość (z nielicznym wyjątkami) aktorskich adaptacji gier video. Jednak już po pierwszym odcinku zrozumiałem, że tym razem ktoś podszedł do materiału źródłowego z dużym zrozumieniem. Jasne, hardcorowi fani gier mogą narzekać, ale jak dla mnie oddano to, co w Falloutach istotne — bogatą ikonografię, humor połączony z mrocznym nihilizmem i okrucieństwo cywilizacji po upadku. Jestem zachwycony tym, że twórcy nie odrzucili motywów, które na ekranie telewizora wyglądają po prostu głupio — choćby Pipboye przyczepione do rąk mieszkańców Krypt. Jest to niedorzeczne, ale przecież zupełnie zgodne z duchem gry. Przewodni wątek nie jest super porywający, ale według mnie w tych grach nigdy nie chodziło o główną fabułę, a o misje poboczne i odkrywanie kolejnych dziwactw życia na atomowej pustyni. I rzeczywiście, amazonowy serial sprawia wrażenie, jakby bohaterowie natrafiali na niektóre miejsca i postaci dość losowo, co normalnie mogłoby być uznane za wada, ale w tym przypadku dobrze współgra z growym rodowodem. Obawiam się tylko, że Christopher Nolan i Lisa Joy nie wynieśli lekcji z Westworld i w następnych sezonach sami zatłuką swoje pomysły, ale jak na razie to pieśń przyszłości.
Fight Night: The Million Dollar Heist
Gdzie obejrzeć: SkyShowtime
Ile odcinków: 7
Czy to zamknięta całość: Tak
Opowieść o jednym z największym skoku w historii Atlanty, o którym pewnie nigdy nie słyszeliście (ja też nie), bo jesteście biali. 26 października 1970 roku Muhammad Ali stanął tam do walki mającej stanowić nowe otwarcie jego kariery. W tym samym czasie na przedmieściach miasta została zorganizowana nielegalna impreza, na której zjawili się jedni z najważniejszych czarnych gangsterów w USA, z legendarnym Frankiem Motenem na czele. Przyjęcie stało się celem kilku rabusiów, niemających pojęcia kogo tak naprawdę okradają. Fight Night przedstawia historię feralnej nocy z kilku perspektyw: organizatora imprezy, detektywa zatrudnionego do ochrony Aliego, Motena i jego ludzi oraz samych rabusiów. Kryminalna intryga, stylistyka wykorzystująca patenty z kina blaxploitation i możliwość poznania mniej znanej historii z dziejów czarnoskórej Ameryki to już wystarczające powody, aby sięgnąć po tę produkcję. Do tego dochodzi imponująca obsada aktorska z Samuelem L. Jacksonem, Donem Cheadlem, Terrencem Howardem i Kevinem Hurtem na czele. Tego ostatniego zazwyczaj nie trawię, a tutaj wcale mi nie przeszkadzał, co samo w sobie może świadczyć o jakości tej produkcji.
Idź przodem, bracie
Gdzie obejrzeć: Netflix
Ile odcinków: 6
Czy to zamknięta całość: Tak
Lubię momenty, w których mogę napisać pozytywnie o rodzimej bez dodawania “jak na polskie warunki”, a tak jest właśnie w przypadku Idź przodem, bracie. To naprawdę mocny i intensywny (chwała za zamknięcie całości w sześciu odcinkach) serial sensacyjny, w którym znajdziemy jedne z najlepszych scen akcji w historii polskiej kinematografii. Twórcy wyraźnie inspirowali się wyczynami Garetha Evansa (Raid czy Gangi Londynu), więc przedstawione w produkcji Netflixa strzelaniny i bijatyki mają odpowiedniego kopa. Prawdopodobnie zostanę wyśmiany przez każdego, kto minimalnie orientuje się we współczesnych taktykach bojowych, ale dla mnie to, co widziałem na ekranie, sprawiało, że byłem w stanie uznać bohaterów za naprawdę kompetentnych. Sensacyjna otoczka połączona jest z mrocznym, czasami nawet do przesady, klimatem ukazującym paskudniejsze oblicze Polski. Trzeba też mieć na uwadzę, że to opowieść o męskich mężczyznach z mężczyznowa, którzy zamiast dobranocek oglądali filmy Pasikowskiego, więc wyczuleni na takie klimaty mogą mieć problemem z oglądaniem jej bez poczucia narastającego zażenowania. Ale jeśli ktoś ma ochotę na solidnego sensacyjniaka skąpanego we wschodnioeuropejskim sosie, to powinien być zadowolony.
Małpi biznes
Gdzie obejrzeć: Apple TV+
Ile odcinków: 8
Czy to zamknięta całość: Tak
Nie jest w żadnej mierze rzecz wybitna, ale okazało się, że komediowy kryminał z Vincem Vaughnem w hawajskiej koszuli i krótkich spodniach jest dokładną tą formą niezobowiązującej rozrywki, której potrzebowałem. Vaughn wciela się w tu Andrew Yancy’ego — byłego detektywa z Miami, który został zdegradowany za niewyparzoną gębę i obecnie pracuje jako kontroler branży gastronomicznej w małym kurorcie. Oczywiście tęskni za swoją pracą i kiedy tylko wpada na ślad kryminalnej afery, zaczyna działać na własną rękę. Małpi biznes ma w sobie wszystko, czego się po takiej produkcji należy spodziewać: niedojrzałego bohatera, o którym nie wiemy, czy go przytulić, czy dać mu w mordę, galerię wyrazistych postaci i świadomie przekombinowaną intrygę. Podoba mi się w tym serialu to, że większość problemów wynika tu z chciwości połączonej z głupotą i nieudolnością. Nie mówimy tu o poziomie serialowego Fargo, ale jakiś wspólny mianownik można między tymi dwiema produkcjami znaleźć. Vaughn jest tu odpowiednio uroczy, a Floryda dziwaczna. Humor jest często zbliżony do tego, co oferuje Rockstar, więc może to jakiś sposób, aby umilić oczekiwanie na GTA VI.
Pan i Pani Smith
Gdzie obejrzeć: Amazon Prime Video
Ile odcinków: 8
Czy to zamknięta całość: Nie
Nie spodziewałem się za wiele, a otrzymałem naprawdę przyjemną i przewrotną komedię romantyyczno-sensacyjną, której największą siłą rzeczywiście jest relacja głównych bohaterów. Z filmem sprzed lat serial łączy sam pomysł wyjściowy, który jednak został przepisany zupełnie na nowo. W tej wersji Johna i Jane Smithów poznajemy w momencie, w którym zostają pracownikami tajemniczej agencji wywiadowczej zrzeszającej płatnych zabójców. Ich zawodowe małżeństwo ma być tylko układem pomiędzy dwójką obcych sobie ludzi, ale dość szybko tworzy się między nimi prawdziwe uczucie. Siłą Pana i Pani Smith jest mocny pomysł wyjściowy, który od początku do końca nadaje całości dość interesujący ton. Bohaterowie wykonują niebezpieczne misje, jest tu sporo strzelania i pościgów, ale to wszystko stanowi tylko tło do przedstawienia kolejnych etapów ich związku. Początkowe zauroczenie, wspólne wakacje, pierwsze problemy zmieniające się w coraz większą frustrację — klasyki gatunku. Wątki akcyjne i romantyczne są tu nierozłączne i naprawdę dobrze się ze sobą spinają, tworząc “samo życie” w wersji, w której związkowe kłótnie rozwiązuje się podczas chowania się przed kulami wrogów. Serial ma wady i to spore (wątek szpiegowski jest jednak potraktowany trochę po macoszemu, chciałoby się więcej gęstej intrygi), ale ekranowa energia dwójki głównych bohaterów je wynagradza. Między Donaldem Gloverem i Mayą Eskine czuć dużą chemię, a ich gra jest na tyle swobodna, że bez problemu można uwierzyć, że obserwujemy prawdziwe, wiecznie sprzeczające się małżeństwo. Warto też wspomnieć o zaskakująco bogatej obsadzie epizodycznej — w pomniejszych rolach pojawiają się między innymi Paul Dano, John Turturro, Alexander Skarsgard czy Ron Perlman.
Pingwin
Gdzie obejrzeć: Max
Ile odcinków: 8
Czy to zamknięta całość: Nie
Pingwin został według mnie w dużej mierze oparty na jednej sztuczce, dzięki której jestem w stanie wybaczyć mu pewne poważne wady. Chodzi mi o wykorzstaniu faktu, że pomimo całej swojej mrocznej i brutalnej otoczki, to nadal opowieść ze świata Batmana. W czym to właściwie pomaga? A w tym, że niektóre głupotki scenariuszowe, choćby to jak naiwni bywają rozgrywani przez Oza gangsterzy, nie bolą aż tak bardzo, bo to w końcu świat, w którym gdzieś tam za ekranem czasi się koleś w stroju nietoperza. Fabuła bywa czasami zbyt watowata, ale przez większość czasu Pingwina ogląda się jak najlepszy serial gangsterski ze złotych czasów HBO. Oz Cobb to wspaniały antybohater – prawdziwy karalych, który zrobi wszystko i zdradzi każdego, aby tylko przeżyć. Nie jest łatwo przedstawić taką postać, aby widz chciał jej kibicować. To udało się uzyskać za sprawą trzech czynników: powalającej bezpośrednością charyzmy, ustawienie na pozycji underdoga rzucającego wyzwanie gnidom na szczycie oraz wyśmienitej kreacji Collina Farrela, który ponownie udowadnia, że jest w stanie zagrać wszystko. Tym większ wrażenie robi fakt, że jego występ nie jest tym najlepszym w serialu, bo cały show kradnie zjawiskowa Cistin Milioti jako przerażająca Sofia Falcone.
Reniferek
Gdzie obejrzeć: Netflix
Ile odcinków: 7
Czy to zamknięta całość: Tak
Psychiczny rozpierdol roku, do którego podszedłem z zupełnym brakiem świadomości tego, z czym przyjdzie mi się mierzyć. Na początko myślałem, że Reniferek będzie mocną cringe comedy opowiadającą o nieudolnym komiku i jego natarczywej miłośniczce. Zamiast tego dostałem przerażające wyznanie człowieka, w którym rozpaczliwa potrzeba uznania oraz tendencje do autodestrukcji sięgają niemieszczącego mi się w głowie poziomu. Gadd prowadzi swoją historię w sposób pełen czarnego humoru, ale ten wcale nie łagodzi wstrząsu związanego z seansem. Zakończenie zostawiłoby mnie z rozdziawionymi ustami nawet jeśli serial nie byłby fabularyzowaną wersją traumy, której Gaddy doświadczył osobiście. Reniferek nie jest produkcją, którą powinno się odpalić jeśli oczekuje się przyjemnego relaksu przy telewizorze. Jednak jeśli ktoś ceni sobie historie wgłebiające się w mroki ludzkiej psychiki i nie boi się bycia zdewastowanym, to koniecnie musi go obejrzeć. Warto też podkreślić, że jeśli ktoś jest wyczulony na tematy przemocy seksualnej i stalkingu to raczej powinien sobie odpuścić.
Ripley
Gdzie obejrzeć: Netflix
Ile odcinków: 8
Czy to zamknięta całość: Tak
Piękny przykład na to, jak forma opowiadania może wpłynąć na samą formę. Netflixowy Ripley przedstawia w gruncie rzeczy tę samą historię, co adaptacja z Mattem Damonem, ale robi to w zupełnie innej atmosferze. Przepiękne, czarno-białe zdjęcia autorstwa Roberta Elswita (to między innymi stały współpracownik Paula Thomasa Andersona), nadają całej narracji depresyjny ton. Włochy w filmie z 1999 roku były kipiące życiem. W serialu, choć pokazane z niezwykłym smakiem i oddaniem subtelnego piękna, wszystko wydaje się przygaszone i pozbawione emocji. Podobnie działa dobór aktorów -wcielający się w Ripleya Andrew Scott ma 47 lat, a grający Richarda Johnny Flynn ma 41 lat. Ta różnica w wieku zmienia także nasz sposób patrzenia na bohaterów – kiedy widzimy Richarda w wersji pełnego młodzieńczego uroku Jude’a Lawa, jesteśmy w stanie poddać się jego urokowi niebieskiego ptaka. Gdy jednak obserwujemy pogrążonego w marazmie Flynna, to wiemy, że to ktoś, kto już nigdy nie zrobi ze sobą nic konkretnego. Ripleya w wersji Matta Damona wspominam jako zagubionego chłopaka, którego niewinność zostanie dopiero utracona. Natomiast Ripley grany przez Andrew Scotta od początku jawi się jako wyrachowany socjopata, osaczający swoje nowe ofiary.” Ripley” to serial bardzo powolny, rozciągający niezbyt rozbudowaną historię na aż osiem odcinków. Dla mnie to trochę za dużo, ale rzadko zdarzają się seriale tak przemyślane pod kątem wizji artystycznej, która podporządkowuje wszystko wytworzeniu odpowiedniego ładunku emocjonalnego. I chyba mam tak, że nawet jeśli nie wszystko mi w niej pasuje, to doceniam twórców za konsekwencje w jej realizacji.
Sugar
Gdzie obejrzeć: Apple TV+
Ile odcinków: 8
Czy to zamknięta całość: Nie
Z tym serialem jest trochę, jak z filmami Shyamalana — trzeba wiedzieć, że gdzieś tam na końcu czai się fikołek fabularny, który sprawi, że albo go znienawidzicie, albo polubicie jeszcze bardziej. Sugar opowiada o działającym na terenie Los Angeles prywatnym detektywie specjalizującym się w odnajdywaniu zaginionych osób. Pewnego dnia dostaje zlecenie od legendarnego producenta filmowego, który prosi go o odnalezienie swojej wnuczki. Jeśli miałbym reklamować ten serial za sprawą trzech słów, to byłyby to: klimacik, autotematyzm i Farrell. Sugar to facet fanatycznie zakochany w klasycznym amerykańskim kinie. Stara się zachowywać jak jego bohaterowie, uwielbia stare samochody, no całą tę otoczkę. Jednak to zamiłowanie do filmów klasycznego Hollywood objawia się także w samej formie serialu — co chwilę pojawiają się w nim wstawki ikonicznych scen, które w jakiś sposób korespondują z fabułą lub zachowaniem bohatera. Sugar to postać bardzo dziwna, ale początkowo trudno stwierdzić czemu. Czy to kwestia, że sprawia wrażenie, jakby kino stanowiło dla niego najważniejszy wzorzec zachowania? A może dlatego, że jest wręcz absurdalnie miłym kolesiem, który dba o wszystkich naokoło i naprawdę chce czynić dobro? Niby jest charyzmatyczny, ale jakby lekko przetrącany, co świetnie oddaje grający go Colin Farrell. Gdyby Sugar ograniczył się tylko do bycia autotematycznym festiwalem klimaciarskiego grania z konwencją, to byłbym całkiem zadowolony. Intryga może nie jest jakoś niesamowicie skomplikowana, ale poprowadzona z wystarczającą klasą, aby wciągnąć widza. A potem następuje wspomniany twist i dość sporo zmienia. Ja osobiście przywitałem go ze sporą uciechą, ale jak wspomniałem we wstępie — równie dobrze może srogo wkurzyć.
Sunny
Gdzie obejrzeć: Apple TV+
Ile odcinków: 10
Czy to zamknięta całość: Nie (serial został skasowany)
Lekkie science-fiction w indie sosie to konwencja, którą bardzo łatwo skusić mnie to zainteresowania się daną produkcją, a do tego lubię Rashidę Jones, więc nic dziwnego, że w Sunny wciągnąłem się bardzo szybko. Koprodukcja Apple TV+ i A24 opowiada o Suzie — żyjącej w niedalekiej przyszłości w Kioto kobiecie próbującej poradzić sobie ze stratą męża i syna, którzy zginęli w katastrofie lotniczej. W dojściu do siebie ma jej pomóc tytułowy robot domowy. Suzie w czasie żałoby odkrywa, że jej mąż wcale nie zajmował się, tak jak twierdził, projektowaniem lodówek, tylko był częścią mrocznego półświatka związanego z nielegalnym wykorzystywaniem wszechobecnych robotów. Narracja jest powolna i mocno skupia się na budowaniu postaci Suzie (Rashida Jones tu błyszczy) i syceniu oczu widzów przeestetyzowanymi kadrami. Serial na pewno wyróżnia się świetnym klimatem zagubienia w obcym świecie i technologicznej depresji (trochę jak w Severance czy Mr. Robot). Całość jest trochę zbyt rozciągnięta, a zakończenie sezonu pozostawia niedosyt no i niestety, niedawno pojawiła się informacja, że drugi sezon nigdy nie powstanie. Jednak uważam, że dla wrażeń nastrojowo-estetycznych i tak warto się Sunny zainteresować.
Sympatyk
Gdzie obejrzeć: Max
Ile odcinków: 7
Czy to zamknięta całość: Tak
Miniserial Chan-wook Parka i Dona Mckellana to prawdziwy pokaz narracyjne akrobatyki. Adaptacja nagrodzonej Pulitzerem powiści Viet Thang Nguyena rozgrywa się w okolicach końca wojny w Wietnamie i opowiada o losach Kapitana — podwójnego agenta, który współpracuje z CIA, ale tak naprawdę służy komunistom. Po upadku Sajgonu wylatuje do USA, gdzie ma dalej pełnić swoją tajną misję. Sam premise może być lekko konfundujący, a to dopiero początek, bo potem wszystko się komplikuje jeszcze bardziej, w czym nie pomaga zaburzona chronologia, mieszanie rzeczywistości z fantazjami głównego bohatera oraz jego niewiarygodność. Sympatyk na pewno zwraca uwagę jako próba opowiedzenia o wojnie w Wietnamie z azjatyckiej perspektywy, ale warstw znaczeniowych jest tu o wiele więcej. To także opowieść o niemożności asymilacji, podwójnej tożsamości i utracie swojej ojczyzny. Należy też wspomnień o wielokrotnej roli Roberta Downeya JR. wcielającego się w cztery różne postaci. Na szczęście nie jest to tylko zabieg zastosowany dla czystej zabawy formalnej — każda z tych nich uosabia inną drogę amerykańskiego kształtowania spojrzenia na międzynarodową politykę. Downey JR. idzie tu w pełnego Eddy’ego Murphy’ego, szarżując w sposób wręcz groteskowy, co także wpisuje się w satyryczny zamysł. Sympatyk bywa czasami trochę zbyt przekombinowany ,a jego formalne rozpasania potrafi zmęczyć, zwłaszcza w dwóch ostatnich odcinkach, ale fani produkcji nietuzinkowych nie powinni go przegapić. HBO przypomina, że wciąż potrafi robić seriale atrakcyjne, a jednocześnie potrafiące dać sporo do myślenia.
Szogun
Gdzie obejrzeć: Disney+
Ile odcinków: 10
Czy to zamknięta całość: Nie
Uwielbiam książkowego Szoguna (jak i cały cykl azjatycki, w którego skład wchodzi), a serial z Chamberlainem miałem zakodowany w głowie jako coś wielkiego, więc oczekiwania wobec nowej adaptacji miałem spore. Na szczęście wyszło chyba nawet lepiej niż mogłem się spodziewać. Współczesny Szogun świetnie wyciąga z książki Clavella, to co w niej najważniejsze (i usuwa kilka wątków, które nie zestarzały się za ładnie). Przede wszystkim świetnie napisane, charakterne postaci uwikłane w gęstą sieć intryg i wzajemnych zależności. Serio, to jeden z tych seriali, których nie da oglądać się jednym okiem, bo dzieje się tu naprawdę dużo i łatwo się pogubić w tym “kto, co i dlaczego”. Dla mnie to akurat zaleta, bo kiedy już się we wszystkim połapiemy, to śledzenie tych intryg jest naprawdę satysfakcjonujące. To jedna z tych produkcji kostiumowych, które można śmiało określić jako “zrobione na bogato”. Kostiumy, scenografia i szczegółowość lokacji pozwalają błyskawicznie przenieść się do Japonii roku 1600. Wypowiadane po japońsku dialogi dodają realizmu, a do tego dobrze podkreślają zagubienie głównego bohatera i pasują do opowieści o zderzeniu dwóch, różnych od siebie kultur. A patrząc na zadowolenie z oglądalności i deszcze nagród człowiek aż się cieszy, że w ogólnie wziętym mainstreamie wciąż jest miejsce na takich rozmiarów produkcję historyczno-przygodową, która nie jest oparta na jakiejś fantastycznej francyzie.
Ucieczka z Chinatown
Gdzie obejrzeć: Disney+
Ile odcinków: 10
Czy to zamknięta całość: Tak
Jeden z bardziej zaskakujących seriali tego roku, co nie powinno dziwić, bo to adaptacja (wydanej u nas przez ArtRage) bardzo nietypowej książki. Willis Wu nie jest zadowolony z roli, jaką przypisało mu życie. Pracuje jako kelner w chińskiej restauracji swojego wujka, gdzie nigdy nie dzieje się nic ciekawego. Może nie byłoby to aż tak nieznośne, gdyby nie fakt, że jego starszy, obecnie uznany za martwego, brat osiągnął rangę „Gościa od kung-fu” – szczyt tego, na co może liczyć mieszkaniec Chinatown. Wszystko zmienia się, gdy w pobliżu jego miejsca pracy dochodzi do porwania, a na Willisa pada światło reflektorów skierowane przez duet detektywów, będących gwiazdami serialu Black and White. Dla Willisa to szansa, aby przeskoczyć do innej roli, choć jakaś nienazwana siła zdaje się robić wszystko, aby mu to uniemożliwić. To historia, w której świat rzeczywisty i fikcja bezustannie się przenikają. Główny bohater robi co może, aby wysunąć się na pierwszy plan, ale dla całego świata jest Chińskim Kelnerem lub Chińskim Dostawcą Jedzenia, czyli tłem dla prawdziwych bohaterów. Serial, podobnie jak książka, wykorzystuje ten zabieg, aby przedstawić swoje dylemat bycia Azjatą w Stana Zjednocznych — albo trzeba spełniać stereotypową rolę, aby zapłacić cenę w postaci odcięcia się od swoich kulturowych korzeni. Twórcy serialu często sięgają po metanarracje i trzeba im oddać, że kilka z tych pomysłów jest naprawdę rewelacyjnych. Nie chcę zdradzać za dużo, więc wspomnę tylko o jednym. Kiedy detektywi z serialu Black and White wkraczają do akcji, to nagle obraz i dźwięk zmieniają się tak, aby przypominać właśnie taki klasyczny procedural w stylu CSI. Serial mógłby być trochę krótszy, ale i tak dołącza dla mnie do powoli rosnącego grona godnych polecenia produkcji o mniejszościach tworzonych przez ich przedstawicieli (jak chociażby Atlanta czy Rdzenni i wściekli), które ukazują jej zawiłości nieoczywiste dla kogoś “z zewnątrz” łącząc poważne spostrzeżenia z komediowym zacięciem.
PS. Swoją drogą sam casting do głównej roli Jimmy’ego O. Yanga, który sam niejednokrotnie grywał stereotypowego Dziwnego Chińczyka to strzał w dziesiątkę
The Curse
Gdzie obejrzeć: Disney+
Ile odcinków: 10
Czy to zamknięta całość:
Nathan Fielder i Bennie Safdie, dwaj mistrzowie ekranowego dyskomfortu, połączyli siły i dostarczyli serial, którego nie da się oglądać bez wykręcającego wnętrzności poczucia zażenowania. The Curse Serial opowiada o losach Whitney (Emma Stone) i Ashera (Nathan Fielder) Siegelów — dwójki specjalistów od budowy nowoczesnych, ekologicznych domów, którzy właśnie przygotowują się do swojego reality show opowiadających o zmianach, jakie zamierzają wprowadzić w małym miasteczku w Nowym Meksyku. Pomaga im w tym groteskowo śliski producent Dougie (Benny Safdie). Jednak na drodze staje im tytułowa klątwa rzucona przez pewną małą dziewczynkę. The Curse atakuje sztucznością z każdej strony — zarówno w warstwie fabularnej, jak i stylu prowadzenia narracji. Fielder i Safdie świadomie bawią się konwencjami normalnej opowieści i reality tv, proponując ich dziwaczną kombinację. Sceny są tu nieznośne przedłużanie, dialogi potrafią zmęczyć niezręcznymi momentami ciszy, a niektórzy aktorzy wydają się odwalać półamatorską robotę. Temu wrażeniu na pewno pomaga bardzo specyficzna maniera samego Fiedlera, który z charakterystycznym dla siebie monotonnym głosem nigdy do końca nie brzmi jak prawdziwy człowiek. Twórcy grają z widzami w pewnego rodzaju grę i sprawdzają, jak daleko mogą się posunąć w serwowaniu im czegoś, co często jest świadomie nieudolne. Gdzie postawić granicę między samoświadomością a jawnym naigrywaniu się z tego, ile jesteśmy w stanie przyjąć z oklaskiem jeśli tylko zbuduje się wokół tego odpowiednio ironiczną otoczkę. Może przyjmując ich działania za pewnik stajemy się tak samo godni wyśmiania jak Whtiney i Asher? Wiemy, że wąchamy własne pierdy, ale i tak jesteśmy z tego faktu zadowoleni.
X-Men 97
Gdzie obejrzeć: Disney+
Ile odcinków: 10
Czy to zamknięta całość: Nie
Do animowanego serialu o X-Menach z lat 90 mam tak olbrzymi sentyment (swego czasu to była moja ulubiona kreskówka obok Simpsonów), że oglądałbym tę kontynuację nawet jeśli obiektywnie była beznadziejna. Taka desperacja nie była jednak konieczna, bo X-Men ’97 okazji się wspaniałym prezentem dla fanów marvelowskich mutantów. Uważam, że twórcy tej adaptacji doskonale zrozumieli, czym tak naprawdę jest materiał źródłowy – X-Meni to przede wszystkim podkręcona na maksa telenowela, w której absurdalne dramaty osobiste (co to się dzieje z rodziną Summersów przebija nawet największe odpały Mody na sukces) są równie istotne, co całe to strzelanie laserami z tyłków. Każdy odcinek pędzi z akcją na złamanie karku i serwuje prawdziwą karuzelę emocji. Fabuła bywa wręcz kretyńska, ale równocześnie potrafi dostarczyć taką perełkę jak wyśmienity odcinek Remember It.
Jeśli podobają Ci się moje teksty i chciałbyś wesprzeć ich dalsze powstawanie to możesz zrobić to za sprawą kliknięcia w poniższą grafikę i postawienia mi symbolicznej kawki (8 zł) na portalu Buy Coffee.