Przegląd komiksowy #17 – Rajty i peleryny

W dzisiejszym przeglądzie komiksowym powrót do albumów o superherosach. Wśród opisywanych tytułów “Thor Gromowładny: Przeklęty”, “Czarna Wdowa: Powrót do domu”, “Droga do Odrodzenia. Supermna: Lois i Clark” oraz “Miracleman”.
Thor Gromowładny: Przeklęty
Pierwsze dwa tomy Thora pisanego przez Aarona urzekały swoją surowością i klimatem przypominającym mroczne, europejskie fantasy z lat 80. W trzecim tomie scenarzysta ucieka w zupełnie inne, bardziej baśniowe rejony. Malekith Przeklęty ucieka z swojego więzienia, wszystkie światy są zagrożone, więc Thor staje na czele Ligi Światów, w skład której wchodzą olbrzym, elf z pistoletami, krasnolud, troll i mroczne elfka. I tak sobie chodzą i walczą, coś tam każdy z nich powie, ale żadna z tych postaci nie jest na tyle ciekawa, aby wybiec poza opis swojej rasy. Ogólnie przypomina to zapiski z mało udanej sesji RPG, w której mistrz gry rzuca graczom jakieś zapchaj dziury, bo materiału fabularnego ma przygotowanego tylko na początek i finał. Czytadło, które w żaden sposób nie zapada w pamięci.
Czarna Wdowa. Powrót do domu
Lubię takiego Marvela – pozbawionego supermocy, skupiającego się na jednej postaci i utrzymanego w stylu konkretnego gatunku. Tym razem padło na thriller szpiegowski, w którym pełno intryg, podróżowania po świecie i odkrywania tajemnic przeszłości. Fabuła jest wciągająca, Natasza to ciekawa postać, a całość jest wypełniona sprawnie poprowadzoną akcją. Jednak największą przyjemność sprawiają grafiki wykonane przez Billa Sienkiewicza i Seana Phillipsa. Fani tego pierwszego mogą być zawiedzeni, bo nie ma tutaj charakterystycznych dla niego odlotów, zamiast tego zaserwował surowe rysunki pasujące do klimatu opowieści. Nie jest to dzieło wybitne, ale fani Bournea i podobnych mu brutalnych opowieści o międzynarodowych agencjach powinni być zadowoleni.
PS. Okładki poszczególnych zeszytów są po prostu obrzydliwe i lepiej się nimi nie sugerować.
Droga do Odrodzenia. Superman: Lois i Clark
Nie pamiętam, kiedy ostatnio czytałem tak bardzo generyczny komiks superhero. Jak wiadomo, z postaci Supermana trudno wyciągnąć coś naprawdę ciekawego, a Jurgens nawet się nie stara. Lois i Clark wraz z synem ukrywają się na Ziemi, która nie jest ich pierwotnym wymiarem. Obserwują z ukrycia, jak inne wersje ich samych radzą sobie w świecie, który jest dla nich obcy. Superman potajemnie ratuje świat i próbuje wpływać na jego losy – ten koncept brzmi dość ciekawie, ale niestety jest zupełnie zmarnowany. Jednak najgorsza jest w tym wszystkim relacja tytułowej parki, której miłość polega na tym, że ciągle mówią sobie nawzajem jacy to są wspaniali i twardzi. Nudna historia, nudne relacje i nudne rysunki – komiks skierowany tylko do najbardziej zagorzałych fanów DC, którzy i tak przeczytają go, bo muszą znać wszystkie wydarzenia.
Miracleman
Każdy interesujący się historią komiksu powinien sięgnąć choćby po to, aby zrozumieć jaki był wpływ Moore’a na rozwój opowieści o superherosach. Zestarzał się całkiem dobrze, zarówno graficznie, jak i scenariuszowo, choć dla wielu może wydać się zbyt bełkotliwy. Belkot czasami błyskotliwy, ale często wyraźnie męczący – można zrozumieć skąd czerpali inspiracje między innymi Gaiman, Morrison czy Delano. To superhero niezwykłe nawet dzisiaj, ale drażnić może za duża liczba scen w założeniu szokujących, które w połowie lat 80 spełniały swoje zadanie, a teraz bywają raczej żenujące. Fajnie jest za to obserwować jak pomysły użyte w “Strażnikach” kiełkowały w głowie Moore’a już wcześniej. Trudno mi go polecić niedzielnym czytaczom, ale dla miłośników śledzenia rozwoju komiksu to pozycja, którą po prostu wypada znać.