Skalp – tam, gdzie mieszka gniew
“Skalp” to seria wręcz wyjątkowo dobra – napisana z pazurem, cholernie mocna i posiadająca wielowymiarowe postacie. Komiksowa podróż w mroczny świat indiańskiego rezerwatu, o której od samego początku wiadomo, że po prostu nie może się dobrze skończyć.
Jednym z ciekawszych wytworów współczesnej amerykańskiej kultury są opowieści, w których główną siłą napędową bohaterów stanowią gniew i frustracja. Chodzi mi o historie rozgrywające się w mniej bogatych i rozwiniętych stanach, poza wielkimi miastami. Takie filmy jak “To nie jest kraj dla starych ludzi” czy zeszłoroczne “Aż do piekła”, których bohaterami są ludzie oszukani i pozbawieni jakiejkolwiek prawdziwej nadziei. Oszukani przez los, bo pomimo życia w najwspanialszym z krajów, ich żywot jest wypełniony biedą i pustką. Co jakiś czas pojawia się kolejny wybitny tytuł odkrywający zakłamanie amerykańskiego snu, niedostępnego dla większości mieszkańców USA. I to do tego szlachetnego grona na pewno zaliczyć można komiksową serię “Skalp”, której ostatni tom właśnie ukazał się na naszym rynku. To pozycja, której stronice wręcz pulsują od gniewu jej bohaterów.
Skalp – nadciąga Dziki Koń
Do zapadłego indiańskiego rezerwatu po latach powraca Dashell Zły Koń. Opuścił go paręnaście lat wcześniej w poszukiwaniu życia z dala od biedy i pobratymców nie potrafiących oderwać się od dawno minionej chwały. Jego powrót nie jest jednak spowodowany nagłą tęsknotą, tylko tajną współpracą dla FBI, która wymaga od niego rozpracowania sprawy morderstwa sprzed trzydziestu lat. Wplątany jest w nią zarówno potężny właściciel kasyna Lincoln Czerwony Kruk, jak i matka bohatera – Gina Zły Koń. Wraz z kilkoma przyjaciółmi walczyli w młodości o prawa Indian, ale sprawy wymknęły się im spod kontroli i doprowadziły do tragedii, która nawiedza ich aż do dziś. Przez kilka pierwszych zeszytów “Skalp” może wydawać się prostą historyjką o młodym gniewnym, który zaprowadza nowe porządki w trawionym biedą i narkotykami rezerwacie. Jednak szybko okazuje się, że większość wydarzeń poznajemy z różnych perspektyw i każda postać szybciej dołoży swój punkt widzenia. Nie ma się co oszukiwać – prawie wszyscy bohaterowie “Skalpu” to ludzie źli i zdeprawowani, ale też nie pozbawieni swoich motywacji i argumentów. Jednak wszystkich łączy wspólna cecha – wspomniany już kilka razy gniew. Wściekłość na nieuczciwość świata, na zdradzone ideały, na innych i ostatecznie na własny brak siły na przeciwstawienie się swojemu losowi. Aaron tworzy skomplikowaną mozaikę, która ostatecznie układa się w klarowny obraz. Dodatkowo udaje mu się dość trudna sztuka – ukazuje bardzo konkretne zagadnienie (rezerwaty Indian i trawiąca je patologia), a jednocześnie tworzy bardzo uniwersalną historię o winie, karze i próbach odkupienia.
Skalp to seria pełna przemocy i brudu
“Skalp” wyróżnia się wyśmienitym scenariuszem, ale wrażenie wszechobecnego brudu i przemocy doskonale podkreślane są przez rysunki Guery. Spotykałem się z opiniami, że dla niektórych są zbyt “brzydkie i nieprzyjemne”. Cóż, nie są to grafiki, które mają sprawić Wam przyjemność, ich celem jest sprawienie, abyście jeszcze mocniej zagłębili się w nieprzyjemną atmosferę świata przedstawionego. Poza tym, cechuje je niesamowita wręcz energia. Już samo przeglądanie poszczególnych stronic potrafi przekazać specyficzny klimat tej serii, a w połączeniu ze scenariuszem działają jak mocarna fanga w nos. Nie zawsze musi być ładnie i przyjemnie, czasami rysunki mają właśnie wzmożyć poczucie niepokoju. To nie jest wycieczka na łąkę pachnącą kwiatkami.
Pozwolę sobie na górnolotne stwierdzenie, że “Skalp” to najlepsza seria komiksowa, jaka została wydana w Polsce w przeciągu ostatnich dwóch lat. Czasami może wydawać się przegadana i zbyt bogata w wątki, ale ostatecznie okazuje się, że były one potrzebne do finalnego efektu. Przez większość czasu fabuła trzyma w napięciu, a czytelnik utrzymywany jest w permanentnym poczuciu nadchodzących tragedii. To jednak z tych historii, w których od początku wiemy, że nie mają prawa dobrze się skończyć, ale i tak mamy nadzieję na pojawienie się choć odrobiny dobra w tej okrutnej krainie.