Skuś się na kulturę w Storytel #2

Pora na relację z kolejnego miesiąca mojej przygody ze Storytel. Tym razem wrażenia z odsłuchania “Jednookiego Króla”, “Gwiezdnego pyły”, “Z mgły zrodzonego” i “Śladów”.
Dwa miesiące temu rozpoczęła się moja współpraca z serwisem streamingu audiobooków Storytel. W jej ramach raz w tygodniu opisuję jedną z dostępnych tam książek, czego efektem będą takie miesięczne zestawienia. Dodatkowo, jeśli ktoś zostanie zaintrygowany jakąś z opisywanych przeze mnie pozycji, to dzięki rejestracji ze specjalnego linku www.storytel.pl/kusina uzyska 30 dni zupełnie darmowego okresu próbnego, który powinien starczyć na spokojne wysłuchanie kilku tytułów. Serdecznie zachęcam i zapraszam do opisu czterech audiobooków, które towarzyszyły mi w ciągu ostatniego miesiąca.
Gwiezdny Pył – Gaiman ma wielką tendencję do przekombinowywania snutych przez siebie opowieści. Jednak w tym wypadku jest inaczej, “Gwiezdny Pył” to bardzo prosta fabularnie i narracyjnie historia o młodym chłopaku wyruszającym do Krainy Czarów w celu odnalezienia spadającej gwiazdy, którą obiecał przynieść swojej ukochanej. W czasie swej przygody spotyka tajemnicze stworzenia, niebezpieczeństwa, poznaje samego siebie i prawdziwe pragnienia swojego serca. To wręcz cambellowska “podróż bohatera” w pigułce. Można by pomyśleć, że w takiej historii trudno szukać czegoś ciekawego, ale Gaiman baja z takim wdziękiem, że trudno oprzeć się jej urokowi. Zwłaszcza, że do długich ona nie należy – w formie audio trwa lekko ponad siedem godzin. I właśnie za to uwielbiam tę książkę – nie próbuje być niczym więcej niż tylko piękną, magiczną i krótką baśnią. Świetnie oddaje to głęboki głos Wojciecha Żołądkowicza, który brzmi jakby opowiadał tę historię ludziom zgromadzonym w ciemną noc wokół ogniska.
Jednooki Król – Trudno mnie nazwać fanem twórczości Jakuba Ćwieka, więc do jego nowej książki przygotowanej w ramach “Storytel original” podchodziłem dość nieufnie. Zazwyczaj drażni mnie u niego pewna maniera do tworzenia zbyt “fajnych”, a przez to trudnych do zaakceptowania postaci i zbyt nachalne nawiązania popkulturowe. W “Jednookim królu” też znalazły się te elementy, ale w trochę mniejszym stopniu, a całość przesłuchałem z całkiem sporym zaciekawieniem. Od razu przyznam, że doceniam fakt stworzenia na potrzeby audiobooka opowieści o świecie, w którym wszyscy ludzie oślepli za sprawą tajemniczego wirusa. Akcja dzieje się kilka lat po pandemii, kiedy ludzkość nauczyła się już funkcjonować w wiecznej ciemności. Bardzo wiele miejsca zajmuje tutaj opis różnych urządzeń pomagających w funkcjonowaniu i społecznych zmian, które musiały zajść w nowym warunkach. I tu muszę przyznać Ćwiekowi, że dał popis całkiem sporej wyobraźni i część jego wizji jest naprawdę ciekawych. Może nie wszystko trzyma się kupy, ale to też nie jest książka, w której byłoby to aż tak istotne. Głównym bohaterem jest były milicjant Maks, który na skutek zabójstwa swojego siostrzeńca wraca do policyjnej rozgrywki. Jego celem złapanie, który sprawia wrażenie kogoś, kto nie stracił wzroku. Akcja się rozkręca, pojawiają się nowe wątki, a wszystko jest napisane całkiem sprawnie. To dobra rzemieślnicza robota, w której tylko czasami pojawiają się zgrzyty takie jak zbyt częste żarty słowne związane z nieaktualnością niektórych powiedzeń albo mało subtelne nawiązania do “Sound of silence”. Solidne słuchadło, które nie zachwyca, ale też nie wywołuje znużenia. Dla fanów kryminałów z ciekawym urozmaiceniem.
Marcin Perchuć w roli lektora na początku irytował mnie pewnym rozmemłaniem, które sprawiało, że pierwszy odcinek słuchało mi się dość ciężko. Zwłaszcza, że sama akcja też rozwija się powoli. Jednak w późniejszych odcinkach, kiedy miał już więcej do zinterpretowania, zacząłem go nawet słuchać z przyjemnością. Nie mogę powiedzieć, że należy do moich ulubionych głosów czytających audiobooki, ale swoją rolę spełnił w sposób zadowalający. Wydaję mi się też, że pod koniec jest już zdecydowanie lepiej niż na samym początku.
Z mgły zrodzony cz.1 – Chyba za często to powtarzam, ale to kolejna książka, do której podchodziłem z dużą dawką podejrzliwości. Czytając opis o świecie od tysiąca lat rządzonym przez boga Imperatora, w którym istnieje magia oparta na metalach, a głównym bohaterem jest jej potężny użytkownik miałem w głowie zapalone czerwone światło. Zapowiadało się kolejne fantasy, w którym wszystko będzie epickie aż do bólu. Jednak tym razem zostałem miło zaskoczony, bo Sanderson idzie, przynajmniej w pierwszej części, w zupełnie inną stronę. Zamiast dominacji magicznych walk i tym podobnych, mamy do czynienia z wielowarstwową intrygą, czekającymi na odkrycie tajemnicami i bardzo sprawnie wykreowanymi bohateram. Całość ma bardzo przyjemny klimat kojarzący się z powieściami łotrzykowskimi. Na początku trudno było mi się wciągnąć w świat przedstawiony, ale pod koniec słuchania nie mogłem się oderwać. Jedynym, co mi naprawdę przeszkadzało były pojawiające się dość często wpadki językowe, a szczególnie powtórzenia. Nie wiem jednak czy to wina samego autora, czy raczej tłumacza. Trochę żałuję, bo to jednak dość duża wada na tle reszty książki. Jednak mocno niweluje ją świetna praca lektora wykonana przez Marcina Popczyńskiego. Jego głęboki głos pasuje do tajemniczej atmosfery powieści, a odgrywanie różnych postaci idzie mu o wiele lepiej niż miało to miejsce w “Amerykańskich Bogach”
Ślady – Nominowany do Nike zbiór krótkich opowiadań, który potrafi dogłębnie wstrząsnąć czytelnikiem. Każde z nich traktuje o losie konkretnej osoby i najczęściej kończy się jej śmiercią. To historie rozmaitych ludzi, których losy związane są w często nieświadomy dla nich sposób. Młody trębacz ginie na wojnie, w jego rodzinnej wiosce żyje święty wariat, a obok nich kobieta, która straciła męża i syna w wypadku samochodowym. W tym samym wypadku został sparaliżowany mężczyzna, którego żona wita się z samotnym starcem – a my poznajemy życie każdego z nich. To tylko jedno z dziwnych połączeń, które układają w całość kawalkadę postaci. Są w niej ludzie zwykli, nudni, wybitni, sławni, szlachetni i podli. Każdy z nich jest jednak samotny i nie potrafi poradzić sobie z swoim życiem lub jego przemijaniem. Natężenie tych postaci jest na tyle duże, że trudno spamiętać jest wszystkie, przez co w głowie pozostają nam po nich strzępki informacji i tytułowe ślady – małe szczegóły, które uruchamiają wspomnienia. Dodatkowo wrażenie to wzmacniane jest przez oszczędny i bardzo dosadny język używany przez Małeckiego. Idealnie wpisuje się w to lektorska praca Andrzeja Ferenca, który doskonale oddaje nastrój czytanego tekstu i emocje opisywanych postaci. Jako jeden z nielicznych lektorów potrafi zmieniać natężenie i barwę swojego głosu w taki sposób, że zawsze wydaje się to naturalne. Naprawdę mocna rzecz, która potrafi zmusić do wielu refleksji na temat przypadkowości i kruchości ludzkiego życia. W sam raz na piękne, czerwcowe dni, aby zbytnio nie rozleniwić mózgownicy. Zdecydowanie polecam, zwłaszcza, że nie jest to książka długa – jej przesłuchanie zajmuje niecałe siedem godzin.