Ślepnąc od świateł – najważniejszy polski serial ostatnich lat

Ślepnąc od świateł to najważniejszy polski serial ostatnich lat. Pozwalam sobie na takie odważne stwierdzenie, bo rzeczywiście mamy do czynienia z produkcją, która może zrobić sporo zamieszania na rodzimym rynku.
Muszę się Wam przyznać, że na początku zupełnie nie wierzyłem w serialową wersję Ślepnąc od świateł, którą przygotował dla nas polski oddział HBO. Powodów ku temu miałem kilka. Pierwszym z nich były moje mieszane uczucia wobec książkowego pierwowzoru – powieść Żulczyka czytało mi się świetnie gdzieś tak do trzech czwartych, ale końcówka srogo mnie zmęczyła. Jednocześnie była to literatu niesamowicie “filmowa”, wypełniona scenami, które nadawały się idealnie do przeniesienia na ekran. I tutaj pojawiał się drugi problem w postaci zwykłego braku zaufania do jakości polskich seriali. W końcu co chwilę słyszymy, że oto nadchodzi produkcja, która pod względem wykonania nie będzie ustępowała zachodniej telewizji. A najczęściej kończy się to najwyżej na reakcji “no, jak na polską produkcję, to wygląda całkiem dobrze”. Bałem się, że otrzymamy kolejny gniot, ale tym razem muszę napisać, że było to najzwyklejsze na świecie czarnowidztwo i malkontenctwo, bo finałowy efekt przerósł moje oczekiwania.
Ślepnąc od świateł to pozytywne zaskoczenie

Głównym bohaterem Ślepnąc od świateł jest Kuba – narkotykowy dealer rozwożący kokainę dla wyższych sfer w Warszawie. Wśród jego klientów można znaleźć popularnego rapera Pioruna, posła na sejm, prowadzącego popularny talk show i kilku innych bardzo zamożnych ludzi. Kuba prowadzi bardzo poukładane życie, w którym wszystko działa według ustalonych przez niego zasad. Obrotny dealer jest ludzkim cieniem, prawie nikt nic o nim nie wie, a jego życie prywatne ogranicza się do kontaktów z przyjaciółką Paziną. Poznajemy go w przełomowym momencie – kilka dni przed Wigilią kupuje bilet na samolot do Argentyny, w której chce odpocząć od swojego życia. Jednak to także moment, w którym w jego życiu zawodowym wszystko zaczyna się walić. Jego dostawca, gangster Jacek ma problemy z załatwieniem towaru, więc Kuba musi radzić sobie dzięki torbie z kokainą o dość niejasnym pochodzeniu. Do tego w stolicy pojawia się niejaki Dario – znany w latach dziewięćdziesiątych gangster, który postanawia grać według starych zasad i wprowadza do miasta prawdziwy chaos. A to dopiero początek całego zamieszania.
Na ile mogę ufać swojej pamięci, to serialowa ekranizacja jest dość wierna pierwowzorowi, ale zaszła w niej jedna bardzo istotna zmiana, jaką jest “wyciszenie” głównego bohatera. W książce jest on narratorem całej opowieści, który bardzo lubi przedstawiać swoją wizję świata. Zaglądamy do jego głowy i dokładnie poznajemy, co w niej siedzi, przez co staje się on nam całkiem bliski. Natomiast serialowy Kuba głównie milczy i praktycznie nie wiemy, jakie myśli zaprzątają jego głowę (poza wizjami życia w tropikalnym raju i dziwnymi snami). Uważam, że jest to wielki plus serialu, bo dzięki temu bohater wydaje się jeszcze dziwniejszy i bardziej odcięty od rzeczywistości, a jego postępowania niespodziewane. Dodatkowo nie musimy słuchać jego wewnętrznych monologów, które w książce bywały bardzo męczące. W serialowej odsłonie zajmujemy się wręcz obserwacją pozbawioną komentarza, co czyni całość o wiele bardziej hipnotyzującą.
Ślepnąc od świateł na tle polskiej konkurencji wyróżnia się jednak najmocniej tym, jak to wszystko zostało świetnie nakręcone. Wizualnie i dźwiękowo jest to produkcja przepiękna, która porywa oczy i uszy, po czym przenosi nas do świata przedstawionego. A jest to wycieczka do miejsc dziwnych, wypełnionych jaskrawymi światłami i dudniącą muzyką, w rytm której bawią się możni naszej stolicy. Najbardziej zjawiskowe są właśnie wizyty w warszawskich imprezowniach, które jawią się jako miejsca nie przeznaczone dla ludzi, w których mimo tłumów panuje wieczna samotność i pustka. Wiem, że brzmi to banalnie, ale praca kamery i dźwięk sprawiły, że takie emocje się we mnie pojawiały. Jeśli kiedykolwiek byliście na imprezie, na której czuliście się zupełnie nie na miejscu, to zrozumiecie to od razu. Zresztą, to tylko jeden z ciekawych elementów audiowizualnych w serialu, tak naprawdę czasami aż można poczuć przesyt formy, bo twórcy raczej nie próbowali się ograniczać. W tym wypadku mamy do czynienia z produkcją, do której przez długi czas inni będą próbowali się odwoływać. Zaznaczę jeszcze, że bardzo mi się podoba fakt użycia bardzo dużej liczby polskich kawałków, które zostały świetnie wpasowane w to, co widać na ekranie.
Osobny akapit należy się obsadzie aktorskiej, a jej temat należy zacząć od aktora wcielającego się w głównego bohatera. Kamil Nożyński to naturszczyk, znany jako raper Saful ze składu Dixon37, a rola Kuby to jego debiut. I widać to doskonale, co dla niektórych jest nie do zdzierżenia, ale dla mnie paradoksalnie jest bardzo ciekawym wyborem. Trudno szczerze powiedzieć, aby Nożyński jakoś specjalnie wysilał się aktorsko – przez większość czasu utrzymuje kamienną twarz, a jego spokojny (może nawet zmulony) głos rzadko zmienia ton. Jednak to świetnie pasuje do głównego bohatera, który właśnie jest takim bezuczuciowym naczyniem. Braki aktorskie nadrabia za to fenomenalnie wręcz dobrana obsada drugoplanowa. Na początek warto pochwalić twarz jeszcze nieopatrzoną, czyli Martę Mailikowską, która bardzo emocjonalnie wciela się w rolę Paziny. Nie powinno być też zdziwieniem świetny występ Roberta Więckiewicza jako gangstera Jacka i Eryka Lubosa jako skorumpowanego policjanta. Zaskoczeniem jest natomiast Cezary Pazura, dla którego postać prowadzącego znany talk show jest najlepszym występem od lat. Zresztą o swoim talencie przypomina także Janusz Chabior mający ostatnio opinie naczelnego aktora Patryka Vegi. To wszystko świetne kreacje, ale nie umywają się do tego, co w tym serialu wyczynia Jan Frycz. Dario w jego wykonaniu jest diabłem wcielonym, który może przyśnić się w nocy. W książce wydawał mi się przerysowany i groteskowy, jednak dzięki genialnej grze Frycza stał się wręcz namacalny. Warto obejrzeć serial choćby dla niego.
Ślepnąc od świateł zmieni polską telewizję
Ślepnąc od świateł to serial naprawdę udany, ale skierowany jednak do specyficznego widza, który przyzwyczajony jest do współczesnego kina i telewizji. Wielu może odrzucić pewna pretensjonalność i zdarzający się przerost formy nad treścią. Zwłaszcza odrealniona już, przypominająca narkotyczny ciąg końcówka będzie ciężkim doświadczeniem. Ale trudno też mieć pretensję do ekranizacji, że wiernie przenosi odczucia, które towarzyszą podczas czytania pierwowzoru. Nawet jeśli czujecie, że to nie serial dla Was, to spróbujcie obejrzeć chociaż jeden odcinek. Może się Wam nie spodobać, ale warto tę produkcję znać, bo to prawdopodobnie punkt zwrotny w historii polskiej telewizji.