Ślepnąc od świateł – Nie do końca udana podróż po nocnej Warszawie

 Ślepnąc od świateł – Nie do końca udana podróż po nocnej Warszawie

Dawno nie doświadczyłem tylu ambiwalentnych uczuć, co przy lekturze „Ślepnąć od świateł”. Z jednej strony, to naprawdę ciekawie i żywo napisana powieść, która zabiera czytelnika w świat nocnej Warszawy. Jednak z drugiej strony wypełniona jest pretensjonalnymi opisami i pewnym momencie po prostu zaczyna się sypać.

Z jakiegoś powodu zawsze czułem dużą sympatię do Jakuba Żulczyka. Wiem, że dla wielu jawi się on jako zmanierowany bubek, nazywany czasami „polskim Paulo Coelho”, ale mi zawsze wydawał się dość bystrym facetem ze sporym potencjałem, który może rozwinąć się w coś naprawdę ciekawego. Czułem do niego szacunek za to, że swoją pierwszą powieść wydał w wieku 23 lat i od tego czasu jest płodnym twórcą. Ta moja sympatia jest trochę zabawna, bo Żulczyka znałem z jego felietonów, wypowiedzi itp., ale nigdy nie miałem w ręku jego pełnoprawnej powieści. Zmieniło się to dopiero niedawno, kiedy wreszcie sięgnąłem po jego najnowszą powieść, „Ślepnąc od świateł”. Książka ta nie zmieniła mojej sympatii, ale uświadomiła mi kilka pisarskich problemów, z którymi Żulczyk musi się uporać aby przemienić się w naprawdę dobrego autora.

W swojej najnowszej książce Żulczyk zabiera czytelników na podróż do nocnej Warszawy wypełnionej nocnymi klubami, apartamentami celebrytów i miejscami, w których po prostu wypada bywać. Przewodnikiem po ciemnej wersji stolicy jest Jacek, pochodzący z Olsztyna były student ASP, który postanowił zostać kimś więcej niż zwyczajnym słoikiem. Niedoszły artysta jest dealerem kokainy, czyli najważniejszego towaru dla wszystkich starających się utrzymać w morderczym wyścigu szczurów. Jacek jest typem wyjątkowo nieprzyjemnym, gardzącym resztą świata i mającym obsesję na punkcie kontroli swojego życia. Jak łatwo się domyślić, jego uporządkowany świat szybko zacznie wymykać mu się z rąk, a sam bohater zrozumie, że wszystko ma swoją cenę. Tyle o fabule, bo nie ona jest w tej książce najważniejsza, zaryzykowałbym wręcz stwierdzenie, że sama historia jest jej najsłabszym elementem.

Trzeba autorowi przyznać, że potrafi pisać w sposób intrygujący i tworzyć barwne opisy, które szybko wciągają czytelnika i nie pozwalają łatwo się oderwać od przedstawionego świata. „Ślepnąc od świateł” czyta się bardzo szybko, właściwie jednym tchem. Niestety tylko przez jakieś pierwsze 250 stron, czyli połowę książki, potem zaczynają denerwować coraz bardziej widoczne wady książki. Jak już wcześniej wspomniałem, największym zgrzytem w książce jest niezbyt ciekawa fabuła. Przez pierwszą połowę nie jest ona aż tak istotna, obserwujemy głównie jak bohater jeździ od miejsca do miejsca i sprzedaje narkotyki coraz to nowym osobom, które sprawdzają się świetnie jako jednostrzałowe postacie. Niestety duża część z nich wraca ponownie i wtedy łatwo zacząć odczuwać ich sztuczność. Do gry zaczynają wchodzić gangsterzy i ich porachunki, a sama opowieść zmienia się z dość ciekawego opisu mrocznej strony miejskiego życia w niezbyt porywającą opowieść kryminalną, w której trudno odnaleźć coś oryginalnego. Zaczynają męczyć także opisy nocnego życia Warszawy i jej porównywanie do wszechpotężnego mrocznego bytu, które z rozdziału na rozdział wydają się coraz bardziej patetyczne. M Trudno się powstrzymać od złośliwego uśmiechu, kiedy po raz wtóry czyta się o tym jak Jacek marzy o deszczu, który zmyje cały brud świata. Zwłaszcza, że wydaje się to niezbyt udanym nawiązaniem do „Taksówkarza”, Martina Scorsese. Jednak najbardziej dobijające dobry smak monologi pojawiają się na samym końcu powieści, kiedy Żulczyk atakuje czytelnika przemyśleniami mającymi na celu pokazanie banalności ludzkiego życia, ale ostatecznie brzmiącymi jak rozważania niekochanego przez świat licealisty.

Z powyższego opisu można pewnie wywnioskować, że „Ślepnąc od świateł” niezbyt przypadła mi do gustu, ale tak nie jest. To naprawdę ciekawa książka, z którą warto się zapoznać i nie bać się, że czas spędzony na lekturze będzie stracony. Jednak pozytywne wrażenie często jest psute przez licznie pojawiające się błędy. Książka jest zdecydowanie za długa, gdyby została skrócona o jakieś 100 stron, dużo by na tym zyskała. Mimo tych wszystkich wad, wciąż uważam, że Żulczyk jest jednym z ciekawszych młodych polski pisarzy i jeśli będzie się dalej rozwijał to ma szansę na przedostatnie się do pierwszej ligii

Related post

WP-Backgrounds Lite by InoPlugs Web Design and Juwelier Schönmann 1010 Wien