Stworzyć bohatera przezroczystego – rozmowa z Michałem “Śledziem” Śledzińskim
Po latach oczekiwań Michał Śledziński nareszcie ukończył trzeci tom “Na szybko spisane”. Z tej okazji zgodził się opowiedzieć o tym, jak to jest zamknąć tak długi rozdział w swoim twórczym życiu.
Jak czujesz się z tym, że w końcu nie będziesz musiał odpowiadać na pytanie o to, kiedy pojawi się trzecie “Na szybko spisane”?
Doskonale, jak chyba każdy autor, który zamknął kolejny projekt. Wczoraj dostałem od Kultury Gniewu paczkę z egzemplarzami autorskimi wydania zbiorczego serii i większość dnia spędziłam ze swoim albumem, kartkując go, przeglądając. Pomyślałem, że nawet mogę być z siebie dumny. Nie dlatego, że wróciłem do tej serii po latach, ale ponieważ wydaje mi się teraz naprawdę skończona, kompletna. Jednocześnie przygotowuję się na pytania, dotyczące kontynuacji “Czerwonego Pingwina” i “Strange Years”. Od kilku miesięcy słusznie pojawiają się w mediach społecznościowych.
Jedenaście lat to szmat czasu. Czy jeśli wiedziałbyś, że tworzenie tej serii tyle zajmie, to nadal byś się za nią zabrał?
Dla mnie to było oczywiste, że kiedyś to zamknę. Czekałem tylko, aż to, co sobie przez te wszystkie lata zapisywałem w głowie i w notatniku, przemówi do mnie na takim samym poziomie, jak pomysły na kolejne rozdziały (konstrukcje) zrealizowane w poprzednich albumach. Z konstrukcji rozdziału 8 wydania zbiorczego (rozdział 2 w albumie “2000-2010”) jestem szczególnie dumny. Zainspirował mnie sposób, w jaki Nolan napisał “Memento”, choć sam pozbawiłem ten rozdział klasycznego twistu, skupiając się na czystej emocji Dodatkowo finał tej konstrukcji przygotowuje czytelnika na wzruszający koniec trylogii. W skrócie: jeśli ktoś nie poryczy się pod koniec “Cofania”, emocja dosięgnie go pod koniec trylogii. Emocja nie bierze jeńców.
“Na szybko spisane” to specyficzna seria – fikcyjna historia wzorowana na autobiografię. Skąd taki pomysł?
Po pierwsze, nie chciałem opowiadać wprost o sobie, tak jak nie zrobiłem tego również w “Osiedlu Swoboda”. Na tego typu wybryki pozwalam sobie w bardzo krótkich tematycznie określonych formach np. w serii KDP pisanej i rysowanej dla magazynu PIXEL, o (retro) graniu, czy w komiksach tworzonych na potrzeby wystaw (ostatnio “Mój kraj taki piękny. Polski komiks o polskiej rzeczywistości”). Moim celem było stworzenie “bohatera przezroczystego”, kogoś kto myśli jak część z nas, dzielił z nami część przeszłości, kogo być może czytelnik zna, kim być może po części jest. Tak jak w przypadku “Osiedla Swoboda” było dla mnie ważne, aby zanurzenie się komiks przebiegło w miarę bezboleśnie. Czytamy a jednocześnie stoimy obok głównego bohatera, gdzieś poza kadrem, jednak na tyle blisko, żeby chwycić go za rękę. Bohater “Na szybko spisane” jest na tyle przezroczysty, że nigdy nie poznamy nawet jego imienia.
Historia jest wymyślona, ale jednocześnie świetnie oddajesz atmosferę, w jakiej dorastało Twoje pokolenie. Ile w tym wszystkim inspiracji ludźmi z Twojego otoczenia?
Tę atmosferę tworzą szczegóły: finka do “gry w noża”, odpowiednie modele komputerów, wspomnienie danego muzyka. A także współczesne spostrzeżenia na temat np. grodzonych osiedli czy transportu poza dużymi miejskimi aglomeracjami. Życie zainspirowało sporą część trylogii, ale wszystko zostało przefiltrowane najpierw przez moją głowę (co się przyda do danej konstrukcji-rozdziału, jaki dialog, monolog, anegdotę odrzucić, co zapisać?) a następnie przez głowę bohatera. Co pomyśli nasz “przezroczysty” przechadzając się z wózkiem z dzieckiem w dużym mieście? Co go zaboli, co zauważy? Co ciekawe, nigdy nie uczestniczyłem np. w tzw. copy party, opisanym w “1990-2000”. W sieci nie było wtedy (2008) zbyt wielu materiałów foto z tego typu spotkań, w głowie miałem tylko jakieś mgliste wspomnienia z artykułów z “Bajtka”, a musiałem się upewnić, czy były wtedy w użyciu projektory i czy można je było podłączyć do np. Amigi, kwestie techniczne. Pomyślałem sobie, że tacy spece pewnie podłączali wszystko do wszystkiego i działało, więc całą scenę narysowałem z głowy. Ktoś później napisał, że właśnie tak wyglądało copy party.
“Na szybko spisane” wydaje mi się o wiele bardziej uniwersalne niż “Osiedle Swoboda”. Te drugie może już nie być tak dobrze zrozumiane przez ludzi nie pamiętających typowych polskich osiedli. Natomiast “Na szybko spisane” wydaje się mieć dużą wartość także dla osób urodzonych już w latach dziewięćdziesiątych.
Myślę, że to wspomniane już wcześniej szczegóły oraz przezroczystość bohatera. Świadomość, że ta historia jest wymyślona, przez co “bezpieczna”, tworzy u czytelnika pewien komfort (szczególnie “1980-1990” jest pod tym względem przyjemne, nawet dla młodszych ode mnie o dekadę czy dwie, te pokolenia lubią nurkować w lata 80. i 90.). Sam bohater jest również tak skonstruowany, aby zwyczajnie budzić sympatię, kibicujemy mu. To umiarkowanie optymistyczny człowiek.
Powiedziałbym, że nawet trochę nieuczciwy wobec siebie, bo jednak powiodło mu się chyba lepiej niż innym w jego otoczeniu.
Wybrał odpowiedni, przyszłościowy zawód, zgodny ze swoimi zainteresowaniami z dzieciństwa. Jako dziecko, które połknęło bakcyla kodowania nie mógł przewidzieć, że cały świat tak ostro pójdzie w tym kierunku. Ale życie, jak to życie, również i jemu przysoliło. Jego rodzina daleka jest od określenia jej “normalną”. Zresztą, kto niby tę “normalność” miałby mierzyć? Proboszcz?
Nie bałeś się, że ta uniwersalność może się zmniejszyć w wypadku trzeciego tomu? Nie oszukujmy się, do końca liceum życie większości z nas wygląda bardzo podobnie, dopiero potem zaczynają się indywidualne drogi. To także widać w losach bohatera “Na szybko spisane”.
Myślę, że ta wspólna droga czytelnika i bohatera skończyła się w okolicach połowy drugiego albumu i od tego momentu mamy do czynienia z historią konkretnej jednostki. Pierwszy album z kolei był często określany jako “głos pokolenia” z powodu całej masy szczegółów z lat 80. do której ludzie dziś w okolicach “czterdziestki” mogli się odwoływać. “Gra w noża”, lemoniada w woreczkach, przemoc w szkole, na podwórku, telewizja satelitarna (“okienko na świat”), 8-bitowe komputery, czarno-białe fotosy w kinowych gablotach – czytelnik w określonym wieku doskonale pamięta te rzeczy, dzięki temu mógł poczuć mocną więź z bohaterem. I kiedy ta więź i zrozumienie zostały zbudowane, mogłem bohatera popchnąć w kierunku jego własnego życia. Jednak pewien poziom uniwersalności tego w jaki sposób bohater reaguje w danej sytuacji została zachowana. To nie jest radykał w żadnym wymiarze, tak jak większość z nas.
Nie kusi Cię, aby kiedyś pokazać dalsze losy Twojego bohatera? Choćby jakiego szorta z okazji końca obecnej dekady?
Nie, w tym momencie uważam temat “Na szybko spisane” za zamknięty. To była jednak ponad dekada roboty nad tym tytułem. I choć sam proces tworzenia całości to pewnie około roku klasycznej pracy, to jednak dość wyczerpującej. Szczególnie, że przy każdym zapisanym zdaniu musiałem wchodzić w buty (w głowę) zupełnie innego ode mnie człowieka.
Czas na obowiązkowe pytanie o przyszłość. Czy na razie porzucasz historie o naszym świecie i wracasz do bardziej fantastycznych projektów?
Rzeczywistość stała się dla mnie wyjątkowo paskudna. Jesteśmy jako cywilizacja w dziwacznym punkcie, który określam mianem “sraczki”. Przestałem rozumieć wybory, których dokonują społeczeństwa, uważam że jako ludzkość gramy przeciwko sobie, na kolejne totalne wyniszczenie. Nie chce mi się o tym ani myśleć, ani komentować, czekam aż to wszystko pierdolnie. Od czasu do czasu pozwolę sobie na jakąś szpilę w mediach społecznościowych, to wszystko. Na szczęście mam dwie rozgrzebane serie (“Czerwony Pingwin…” oraz “Strange Years”), które na tę ucieczkę mi pozwalają. To one wylądują w najbliższym czasie na moim warsztacie, “Czerwony Pingwin…” właściwie już wylądował.