Taboo, czyli przypadki magicznego dziada

Taboo to serial, który wciąga niezwykle gęstym klimatem i świetną kreacją Toma Hardy’ego. Te dwa czynniki wystarczą, aby wejść w świat przedstawiony i nie zwracać uwagi na niektóre niedociągnięcia.
Raz na jakiś czas zdarzają się seriale, które potrafią mnie zauroczyć na długo przed swoją premierą. Czasami wystarczy promocyjne zdjęcie i wzmianka o osobach maczających palce w nadchodzącej produkcji, abym od razu wiedział, że jestem jej idealnym odbiorcą. Oczywiście nie dzieje się to za często, bo rzecz musi zapowiadać się naprawdę znakomicie. Tak właśnie było z Taboo, które zainteresowało mnie już od pierwszych wzmianek. BBC ONE i FX tworzą serial rozgrywający się na początku XIX wieku w Anglii, z mrocznym, mistycznym klimatem i Tomem Hardym w roli głównej? Więcej nie trzeba było mi mówić. Potem pojawiły się pierwsze zdjęcia i trailery zapowiadające serial z klimatem gęstym jak smoła. I właśnie ten niesamowity nastrój jest czymś, co przykuwa do “Taboo” i nie pozwala się oderwać pomimo kilku wad, z którymi się boryka.
Taboo hipnotyzuje klimatem
Fabuła nie należy najbardziej rozpędzonych i obfitujących w szybkie zwroty akcji. W Londynie umiera nie cieszący się dobrą opinią Horace Delaney, a na jego pogrzebie pojawia się jego uznawany za zmarłego syn James. Niewidziany od kilkunastu lat, wraca po dekadzie spędzonej w Afryce, z dziwnymi tatuażami i garścią diamentów w kieszeni swojego rozpiętego płaszcza. Większość wpływowych mieszkańców Londynu uważa go za dzikusa i niegroźnego dziwaka. Okazuje się jednak, że w spadku dostał ziemię, która może okazać się kluczowa zarówno dla Brytyjczyków, jak i USA. Do gry dochodzi jeszcze trzeci gracz w postaci Kompanii Wschodnioindyjskiej. Delaney zaczyna prowadzić skomplikowaną grę, w której próbuje utrzeć nosa wszystkim trzem potęgom. Ta cała rozgrywka jest bardzo ciekawa, jednak sam proces rozstawiania pionków trwa zdecydowanie za długo. Przez pierwsze dwa odcinki obserwujemy jak Delaney krąży od persony do persony, a my nie do końca rozumiemy, o co w tym wszystkim biega. Jednak dzieje się tak tylko przez pierwsze dwa odcinki i gdy akcja zaczyna nabierać tempa, poczucie zagubienia i znużenia znika zupełnie. A do tego momentu mamy czas na zapoznanie się z głównym bohaterem, który jest postacią co najmniej intrygującą.
James Delaney to człowiek, któremu nie chcielibyście zajść za skórę. Brutalny, dziki i skupiony na swoim celu nie ma większych skrupułów, aby go osiągnąć. Nie cofa się przed szantażami, wykorzysytwaniem słabszych, a zdarza mu się także kogoś zabić. Jako postać pozytywna może jawić się tylko w wypadku, kiedy spojrzymy na niego przez pryzmat jego przeciwników, stanowiących jeszcze gorszych ludzi niż on sam. A do tego dochodzą jeszcze dziwne romanse z rytualną magią. Delaney jest przerażający, ale też bardzo pociągający, w czym wielka zasługa odgrywającego tę rolę Toma Hardy’ego. Jeden z najbardziej charyzmatycznych aktorów swojego pokolenia tutaj dał pełen popis umiejętności. Od swoich flagowych mrugnięć, po dzikie spojrzenia i niesamowitą siłę, którą przelał w swojego bohatera. Wystarczy spojrzeć, jak Hardy/Delaney chodzi, a właściwie kroczy. Dziwny cylinder, rozpięty płaszcz i chód wściekłego byka sprawia, że widzimy człowieka, przed którym świat musi się po prostu rozstąpić.
Taboo kusi obietnicą odkrycia tajemnicy
Oprócz opisanego wyżej przyjemniaczka, głównymi bohaterami Taboo”wydaje się klimat i strona wizualna. Tak jak już wcześniej wspomniałem, jest od niego po prostu gęsto. Wyobraźcie sobie Londyn sprzed ponad dwustu lat. Wieczna mgła, bieda i ulice wypełnione błotem i łajnem. Świat, który powoli zaczyna odkrywać cuda nauki, ale jeszcze mocno tkwi w ciemności. Potężni ludzie, którzy zagubieni są w swoich małostkowych problemach. I to wszechobecne wrażenie, że gdzieś tam tkwi się dziwna tajemnica, którą poznał główny bohater. I to jest zarys tego, co można powiedzieć o nastroju tego serialu. Jednak aby w pełni zrozumieć jego dziwną magię, trzeba po niego sięgnąć. Jeśli poczujecie, że to coś dla was, to nie będziecie mogli oderwać oczu od ekranu.I wtedy nie będą Wam przeszkadzały pewne niedociągnięcia i mielizny fabularne – będzie już zajęci wchłanianiem tej niesamowitej atmosfery