Inspiruję się wszystkim – rozmowa z Jackiem Świdzińskim
Moim kolejnym rozmówca jest Jacek Świdziński. Jeden z najoryginalniejszych polskich autorów, nie tylko wśród twórców komiksowych, opowiada między innymi o swoim stosunku do historii i zabawy formą.
Żyjemy sobie w kraju, w którym komiks jest uznawany za kulturowy margines. Ty tworzysz na marginesie tego marginesu, a jednak o Twoich albumach jest coraz głośniej. Spodziewałeś się takiego obrotu spraw, kiedy zaczynałeś rysować?
Kiedy zaczynałem rysować celem był Marvel, ale z czasem mój gust rozjechał się z tym uroczym planem. Linie marginesu zależą chyba od miejsca, które zajmujemy na kartce. Ja widzę się raczej jako osobę tworzącą blisko środka kartki. Może dlatego, że jako czytelnik nie bardzo oddzielam komiks od literatury. A czy spodziewałem się, że o moich albumach będzie coraz głośniej? Trochę tak, bo ciągnie mnie do coraz bardziej złożonych opowieści, a temu co rozleglejsze poświęca się zwykle więcej miejsca.
Środek kartki to chyba wygodne miejsce, by sięgać po wszystko co na niej się znajduję. Z jednej strony Twoja twórczość sprawia wrażenie mocno undergroundowej, ale z drugiej przyznano Ci nagrodę za najlepszą popową powieść roku. Czy w ogóle przejmujesz się takim umiejscawianiem?
Inspiruję się wszystkim. Lubię czerpać ze schematów gatunkowych, bo w gatunkach przetrwały silne konstrukcje, ale najczęściej wykorzystuję te schematy ironicznie, w taki sposób, żeby wydobyć niejednoznaczność opowieści. Ciężko powiedzieć, które z tych strategii są bardziej popularne, a które mniej, bo formalne wyznaczniki literatury popularnej, obecne w każdego rodzaju literaturze, raczej przestały być podstawą klasyfikacji. Popularność kojarzy mi się przede wszystkim dosłownie czyli ze statystykami sprzedażny i tu też jest rozmaicie.
Zabawa z formą ma to do siebie, że często wędruje w stronę groteski i wyśmiania. Tak było chociażby u takich tuzów jak Gombrowicz i Mrożek. Czym dla Ciebie jest forma, podstawą czy rozbudowanym placem zabaw?
W formie najbardziej fascynuje mnie jej niepełność. Nie wierze w skończoną, jednoznaczną i pozbawioną braków formę czegokolwiek. Wlewam się w formy literackie, formy językowe, formy rysunkowe, żeby potem wypłynąć przez dziurkę.
I to przelewanie na razie skutkuję dość ciekawym połączeniem. Twoje ostatnie komiksy łączą w sobie rysunkowy minimalizm z fabularnym rozpasaniem. Skąd wyniknął ten nietypowy romans?
Wydaje mi się, że najciekawszy jest montaż, który nie służy zharmonizowaniu zestawianych elementów, ale wprowadza różnego rodzaju szczeliny i różnice. W tym kryje się jedna z największych sił komiksu. Bardzo lubię, kiedy rysunki nie uzupełniają fabuły tylko jakoś ją kwestionują, tak żeby nadal nie dało się jednoznacznie stwierdzić czy nieszczęsny Kmicic miał brodę. Wydaje mi się, że podobne podejście podpatrzyłem w dzieciństwie u ulubionych grafików, których rysunki poznałem dzięki rodzicom. U Mrożka, Tomaszewskiego, Dudzińskiego, Butenki.
A nie boisz się bagatelizacji na zasadzie “Ale sobie koleś śmieszne kreski rysuje, urocze”?
Nie. Dobrze to oddaje moje rysunki, więc nie widzę nic strasznego w takiej opinii. No i nie wszystko jest dla każdego, przy dzisiejszym dostępie do kultury trzeba czasem coś zbagatelizować.
A czy przypadkiem taka bagatelizacja nie pomaga Ci czasami przemycić pewnych treści, które inaczej by nie przeszły? Na przykład pociesznego fajtłapę w postaci Feliksa Dzierżyńskiego.
Dzierżyńskiego zbudowałem trochę na zasadzie kontrastu. Tym razem chodziło o kontrast najczęstszego sposobu w jaki jest przedstawiany w konwencji historycznej, z konwencją awanturniczo-przygodową “Zdarzenia. 1908”, w którym pełni funkcję typowego Piszczyka i wszystko robi wbrew własnej woli. Piszczyki tak są właśnie skonstruowane i ciekawe wydało mi się to, że w niektórych narracjach Dzierżyński bywa interpretowany w jakimś sensie podobnie. Myślę, że ci, którzy przeczytali mój komiks, tak to mniej więcej odebrali i bagatelizacja ze względu na rysunek nie była najistotniejsza.
Nie miałeś przypadku, kiedy ktoś brał Twoje zabawy z postaciami historycznymi zbyt poważnie? Bo widocznie lubisz ten grząski dla wielu temat.
Oczywiście, że nazywano mnie “bydlakiem”, a to co robię “przerywnikiem w hitlerowskiej gazetce”, ale kogo w ciągu ostatnich paru lat podobnie nie wyzywano? Dotyczyło to “Przygód powstania warszawskiego” (2008, współautor: Michał Rzecznik), antologii w krzywym zwierciadle ukazującej polską politykę historyczną. W Polsce zbudowano naiwne, ale za to fanatyczne, podejście do bliskiej i odległej historii, z którym się nie zgadzam i mam nadzieję, że widać to w moich komiksach.
Właśnie o historię chciałem zapytać. Lubisz się nią bawić i wykpiwać, ale w tym wszystkim widać jednak duży szacunek. Możesz rozszerzyć tę kwestię?
Po prostu historię traktuję jako historię, nie tylko w znaczeniu “przeszłość” ale także “opowieść”. Pierwsze znaczenie kieruje nas ku ostatecznej Prawdzie a drugie bliżej interpretacji i to właśnie interpretowanie szanuję. Interpretacja, zarówno w fabule, jak i podczas lektury, jest głównym bohaterem moich ostatnich komiksów. Skutkiem tego jest między innymi moje zainteresowanie tzw. alternatywnymi interpretacjami historii, inspiracja teoriami spiskowymi i paranauką, czyli wysiłkami poznawczymi będącymi rodzajami spontanicznej, ludowej twórczości. Ich absurdalne równouprawnienie w “Tesli”, “Zdarzeniu” i “Wielkiej ucieczce” można traktować jako manifestację mojego podejścia do tego czym jest historia.
A co następne? Dalej będziesz trzymał się stylu z ostatnich trzech albumów, czy może spróbujesz nowych tematów?
Rzeczy, o których obecnie myślę byłyby nieco inne niż trzy ostatnio wydane komiksy, układające się w koncepcyjną trylogię. Mam w głowie adaptację literatury bardzo pięknej i komiks tak jakby o sztuce współczesnej. A w tym konkretnym momencie robię coś do następnego numeru magazynu “Maszin”, który będzie lepszy nawet od szeroko komentowanego przez prasę i czytelników “Maszina 78”.
Autorem zdjęcia tytułowego jest Dominik Cudny