BoJack Horseman – Koń by się zastrzelił
Szukacie serialu, który rozbawi Was do łez, ale jednocześnie naprawdę poruszy? Może to zabrzmi dziwnie, ale powinniście sięgnąć po animacje opowiadającą o koniu będącym przebrzmiałą gwiazdą telewizji. Oto BoJack Horseman.
Postać zapijaczonego celebryty, który dni swojej największej chwały ma już dawno za sobą, to motyw mocno zakorzeniony w amerykańskiej popkulturze. Nic w tym dziwnego, skoro jest on doskonale podsycany przez prawdziwe życie i świat showbiznesu wypełniony gwiazdami, co jakiś czas próbującymi przypomnieć o sobie szerszej publice. Chyba najbardziej znanym przykładem jest Charlie Sheen, który ze swojego stylu życia zrobił znak rozpoznawczy wykorzystywany także w karierze zawodowej, czego efektem było dziewięć sezonów serialu Dwóch i pół– swego czasu cieszącego się naprawdę dużą popularnością. Jednak najbardziej charakterystycznym bohaterem tego typu w ciągu ostatnich dziesięciu lat z całą pewnością stał się grany przez David Duchovnego Hank Moody – główny protagonista Californication. To pozornie ucieleśnienie amerykańskiego snu – bogaty, będący magnesem na kobiety i żyjący poza więzami narzucanym przez społeczeństwo. Jednak w głębi bardzo nieszczęśliwy i pragnący spokojnego życia u boku swojej byłej żony i córki. Taka kombinacja cech to prawie murowany przepis na postać, którą pokochają miliony. Sięgnęli po niego także twórcy emitowanego przez Netflix serialu animowanego BoJack Horseman. I zrobili to chyba jeszcze z lepszym skutkiem niż w przypadku Californication.
Poznajcie BoJacka
Kim jest tytułowy BoJack? To antropomorficzny koń, który w latach dziewięćdziesiątych był gwiazdą rodzinnego sitcomu (ewidentna inspiracja Pełną chatą) Horsin’ around, który w tamtym okresie bił wszystkie rekordy popularności. Jednak minęło dwadzieścia lat i od tego czasu w życiu BoJacka niewiele się zmieniło. Swoje dni spędza przesiadując w swojej hollywoodzkiej willi, wspominając dawne sukcesy i zapełniając pustkę coraz większymi ilościami alkoholu. Jego głównym towarzyszem jest Todd – luźny typek, który od pięciu lat mieszka u niego na kanapie. W życiu dawnej gwiazdy sitcomu zmieni się dużo, kiedy podupadające wydawnictwo zaproponuje mu wydanie autobiografii napisanej przez utalentowaną ghostwriter, Diane. Ich podszyta wzajemną fascynacją relacja sprawi, że BoJack będzie mógł odzyskać trochę dawnej werwy i spróbować rozprawić się z błędami swojej przeszłości. Jakbyście w tym momencie stwierdzili, że to wszystko brzmi dość poważnie to pozwolę sobie przypomnieć, że mowa o ludzkim koniu, który żyje w świecie zamieszkanym zarówno przez ludzi jak i wszelkiej maści inne antropomorficzne zwierzaki. Wystarczy wspomnieć, że agentką i dziewczyną głównego bohatera jest różowa kotka o imieniu Princess Caroline, a Diane jest narzeczoną labradora wabiącego się Mr. Peanuttbutter – także przebrzmiałej gwiazdy popularnego sitcomu. Co w sumie tylko zwiększa wrażenie wynikające z tego jak bardzo ten serial potrafi przybić i zdołować. Jednak najpierw skupię się na zaletach wynikających z tej komediowej strony kolejnego dzieła od Netflix.
BoJack Horseman kontynuuje tradycję animowanych satyr społecznych w duchu South Park i tych lepszych momentów Family Guya. Ukazany w nim świat showbiznesu pełen jest absurdu i dziwnych sytuacji – najpopularniejszą gwiazdką pop jest w nim delfinka Sexteena Aquatina, a J.D. Salinger wraca do publicznego życia by opowiedzieć swoją najważniejszą historię za pomocą telewizyjnego quizu, w którym gwiazdy odpowiadają na pytania z wiedzy ogólnej. W tym zalewie absurdu kryje się ostra jak brzytwa i bardzo inteligentna satyra na wszystkie śmiesznostki, które rządzą światem dzisiejszej popkultury. Scenarzyści jadą po równo po samych celebrytach, ich fanach, kinie mainstreamowym i niezależnym, lewicowych intelektualistach i konserwatystach, wielkomiejskich nihilistach i uduchowionych outsiderach – można wymieniać i wymieniać. Każdy odcinek roi się wręcz od nawiązań do mniej lub bardziej znanych dzieł kultury i trzeba naprawdę sprawnego oka by wyłapać je wszystkie od razu. Sam kilkukrotnie pauzowałem jakąś scenę tylko po to by wyłapać wszystkie smaczki znajdujące się na przykład na billboardach. To naprawdę jeden z najbardziej inteligentnie napisanych i szyderczych seriali tej dekady. Jednak wielkość tej produkcji da się docenić dopiero w połączenie z jej mroczniejszą, bardziej dramatyczną stroną.
Zdołowany jak BoJack
Gdy odejmie się całą komediową i absurdalna otoczkę to okazuje się, że mamy do czynienia z wyjątkowo przytłaczającą historią o życiowej pustce i niemożności odnalezienia prawdziwego szczęścia. Sam BoJack to wyjątkowa toksyczna postać, która niszczy życie każdego, kto postanowi trochę się do niego zbliżyć. Opętany własnymi demonami i pozornie pragnący zmienić swoje życie, ale ciągle popełniający te same błędy. To jedna z tych postaci, które są żałosnymi kreaturami, ale na tyle sympatycznymi, że jednak chcemy by w końcu udało im się wejść na właściwą drogę. I dlatego każda kolejna porażka i zła życiowa decyzja sprawi, że jest nam autentycznie przykro. Zresztą nie tylko BoJack nie potrafi odnaleźć swojego sposobu na dobre życie – właściwie wszystkie ważne postaci w serialu w pewnym momencie znajdują się w punkcie, w którym rozumieją, że cała ich egzystencja to tylko pusta iluzja i pogoń za nie dającymi spełnienia marzeniami. Scenarzystom udaje się tutaj nie lada sztuka – serial porusza naprawdę poważne życiowe tematy, ale nie popada przy tym w banał i sprawia, że jesteśmy w stanie wzruszyć się niepowodzeniami różowej kotki. Całość podszyta jest tym specyficznym egzystencjonalnym lękiem, który w pewnym momencie dotyka chyba nas wszystkich. Ponownie – nie dajcie się zwieść pozornie niewinnej otoczce – to naprawdę mocny serial potrafiący przejąć bardziej niż niejedna, z założenia poważna produkcja.
To już kolejny hit od Netflix, który udowadnia jak dobre mogą być seriale, których twórcy nie muszą przejmować się ograniczeniami wynikającymi z zasad rządzących klasyczną telewizją. Wyjątkową inteligentny i jadący po bandzie, potrafiący rozbawić do łez, ale też do nich doprowadzić smutnymi scenami. Przed odpaleniem pierwszego odcinka nie spodziewałem się, że tego typu historia będzie mnie w stanie poruszyć. Trzy sezony połknąłem prawie naraz nie mogąc się odezwać, a po maratonie poczułem się zdewastowany. Naprawdę wspaniała rzecz stojąca na tej samej półce, co uwielbiane przez mnie Shameless