Botoks – zdelegalizować Patryka Vegę
Chciałbym napisać recenzję nowego dzieła Patryka Vegi, która ograniczałaby się do śmieszków z nieporadności realizatorskiej i grania pod prymitywne gusta. Jednak tym razem nie mogę tego zrobić, bo uważam, że Botoks jest filmem, który rzeczywiście może wyrządzić krzywdę wielu ludziom.
Decyzja o wybranie się na “Botoks” nie była dla mnie łatwa. Ostatni wytwór Patryka Vegi, czyli “Pitbull. Niebezpieczne Kobiety” to jeden z nielicznych filmów, z których wyszedłem z kina przed ich zakończeniem. Trailery nie pozostawiały też większych wątpliwości – znowu zapowiadała się produkcja, która ukrywając się pod płaszczykiem “prawdziwych historii” żerować będzie na najbardziej prymitywnych upodobaniach widzów. Tanie szokowanie, pornograficzne wręcz epatowanie patologią i paskudni ludzie – to już znak rozpoznawczy Vegi. Jednak chciałem być uczciwy i na “Botoks” wybrałem się w dniu premiery. Odsiedziałem nawet do końca, choć film trwa chyba dwa dni i jest jeszcze większym chaosem niż ostatni “Pitbull”. Problem jest taki, że tym razem nie można go zakwalifikować jako pewnego rodzaju kuriozum, bo ta produkcja może naprawdę zaszkodzić wielu ludziom, o czym napiszę szerzej za chwilę.
Botoks – jak zrobić film bez fabuły
O czym właściwie opowiada Botoks? Trudno to jednoznacznie stwierdzić, bo film nie ma jednego głównego bohatera i wątku, a jest raczej zbiorem kilku opowieści, które na siłę się ze sobą przeplatają. Mamy więc historię dwójki patologicznego rodzeństwa, które postanawia zostać ratownikami medycznymi. Ważniejszą postacią jest tu bohaterka grana przez Olgę Bołądź. Jej największym problemem jest to, że uważa się za brzydką i chce, aby ktoś chciał ją przelecieć (używam języka filmu). Potem przechodzi do przemysłu farmaceutycznego, przechodzi operacje plastyczne i zostaje kobietą sukcesu. Jest też wątek lekarki zajmującej się aborcjami i nie mającej problemu z naginaniem zasad, do momentu, kiedy sama zajdzie w ciąże i zrozumie swoje błędy. Jest pani chirurg, którą mąż rzuca, bo jest brzydka “tam na dole”, co ostatecznie doprowadzi ją do kariery w dziedzinie operacji plastycznej wagin (bardzo dużo o tym usłyszycie). Wątków pojawia się więcej, ale tak naprawdę służą one za nośnik dla kolejnych “szokujących” scen i anegdot. Mamy więc okazję zobaczyć akcje ratowania kobiety, która zaklinowała się w trakcie stosunku z psem, dogorywające płody czy ludzi umierających na stole z powodu niekompetencji lekarzy. Jak to u Vegi, wszystko połączone zostało bez ładu i składu, obok scen obrzydliwych i tragicznych, mamy scenki luźne, wręcz wyjęte z kabaretu. A do tego potok wszystkich znanych polskich przekleństw. No i oczywiście seks, bo jakżeby inaczej.
Botoks – film szkodliwy społecznie
No dobra, z opisu wynika, że Vega zagrał znowu tę samą melodię, więc czemu uważam ten film za wyjątkowo szkodliwy? Ponieważ pokazuje służbę zdrowia jako wielką mordownię, a lekarzy jako idiotów, którzy co do jednego są chciwi i niekompetentni. Natomiast leki wymyślane w koncernach farmaceutycznych, to w większości pic na wodę. Do tego reżyser i obsada zarzekają się, że wszystkie opowieści pokazane w filmie są oparte na faktach. I okej, jestem w stanie uwierzyć, że przez ostatnie dwadzieścia osiem lat w polskich szpitalach dochodziło do każdej możliwej patologii, a korporacje produkujące leki nie są święte. Problem polega na tym, że ten pseudofilm pokazuje to wszystko, jakby nic innego się w nich nie działo. Nie ma żadnej analizy problemu, pokazania przepracowanych doktorów i pielęgniarek, którzy próbują sobie radzić i rzeczywiście dbają o dobro pacjentów. I to wszystko w kraju, w którym coraz więcej osób zaczyna wierzyć, że szczepionki prowadzą do autyzmu, raka można leczyć wlewami z witaminy c, a z chorobą zakaźną warto wybrać się do szeptuchy (byłem świadkiem takiej akcji latem). Ten film znowu zobaczą miliony ludzi, którzy dzięki zapewnianiu o prawdziwości tego co widzą, jeszcze bardziej odsuną się od medycyny. A to w wielu przypadkach może skończyć się po prostu tragicznie.
Botoks jest dla mnie filmem obrzydliwym. Wybaczyłbym mu żerowanie na najniższych instynktach i taniej sensacji, bo to najwyraźniej się sprzedaje. Ale nie mogę przejść obojętnie wobec tego, że ta abominacja atakuje bezmyślnie całą grupę zawodową, wrzucając wszystkich jej członków do jednego worka. I mówimy tu o sferze życia, która powinna budzić zaufanie. Najgorsze jest to , że wszystko utrzymane w otoczce, która udaje pewien rodzaj misyjności i uświadamiania ludzi o tym, jak wygląda prawdziwe życie. Rozumiem, że polska służba zdrowia potrzebuje zmian i ujawniania trawiących ją problemów. Tylko niech będzie to robione rzeczywiście w sposób kompetentny, nieotumaniający rzeszy widzów. “Każdy lekarzyk ma swój cmentarzyk” – takie hasło słyszymy w filmie, a ja obawiam się, że po tym wszystkim będzie można stwierdzić “każdy filmowiec ma swój grobowiec”.