“Diabeł wcielony”, czyli zło we wszystkich odsłonach
Diabeł wcielony to mocno nierówny film, któremu brakuje mistrzowskiego szlifu. Jednak wybitne aktorstwo i świetny klimat to wystarczające powody, aby się nim zainteresować.
Ostatnimi czasy Netflix zaczął prowadzić bardzo ciekawą politykę wypuszczania produkowanych przez siebie filmów. Platforma streamingowa ewidentnie dzieli rok na dwa nierówne okresy, które dla wygody nazwiemy “zwyczajnym” i “festiwalowym”. Ten pierwszy trwa od stycznia do sierpnia. Serwis skupia się wtedy na wypuszczeniu filmów głównie rozrywkowych (komedie i akcyjniaki), których jakość już od dawna jest obiektem żartów (tak zwane Kino Klasy N), ale jednocześnie cieszą się popularnością jako oglądadła. Jednak kiedy nastaje wrzesień, to Netflix poważnieje, stawia na filmy ambitniejsze i zaczyna swoją batalię o najważniejsze filmowe nagrody. I trzeba przyznać, że wychodzi mu całkiem nieźle. W końcu w zeszłym roku w tym okresie pojawił się tam Irlandczyk, Historia małżeńska i Dwóch papieży. Cel został osiągnięty, bo platforma zyskała swoich reprezentantów we wszystkich najważniejszych oskarowych nominacjach. Ta jesień także zapowiada się “na bogato”, co pokazuje już sam wrzesień. Dwa tygodnie temu pojawił się tam nowy film Charliego Kaufmana (I’m Thinking of Ending Things), a dzisiaj premierę ma film, którego twórcy ewidentnie mają chrapkę na przynajmniej kilka złotych statuetek.
Diabeł wcielony rozgrywa się pomiędzy końcem II wojny światowej a początkiem konfliktu w Wietnamie. Fabuła filmu kręci się wokół Arvina Russella, początkowo małego chłopca a potem młodego mężczyznę, który przez całe życie otoczony jest przez ludzi przesiąkniętych cierpieniem, religijnymi obsesjami oraz zwykłym złem. Nie potrafiący poradzić sobie poradzić z wojenną traumą ojciec, obłąkany kaznodzieja, obłudny pastor, skorumpowany szeryf i lubująca się w mordowaniu autostopowiczów parka wykolejenców – z takimi przyjemniaczkami są właśnie powiązane losy głównego bohatera. To opowieść o skazanej z góry na porażkę walce z mrocznym przeznaczeniem rozpoczętej przez grzechy innych. To jedna z tych historii, które już od samego początku pozbawiają widza złudzeń, że w tym wszystkim jest nadzieja na jakiekolwiek światło. Natężenie okrucieństwa, przemocy i mroku przebija stany krytyczne. Początkowo ma to swój perwersyjny urok, ale gdzieś w połowie filmu zaczyna robić się już absurdalne. Zamiast przerażenia pojawia się monotonia, która sprawia, że kolejny sceny śmierci i koszmarnych w skutkach zbiegów okoliczności przyjmuje się bez zbytnich emocji.
Diabeł wcielony to przede wszystkim świetne aktorstwo
Największym problemem Diabła wcielonego jest jednak brak jasno określonego tonu. Twórcy przeskakują od zimnego nihilizmu do ostro przerysowanej groteski, ale nie są w stanie znaleźć sposobu na naturalne i płynne połączenie tych stanów. Wiecie, czegoś takiego, co tak wybitnie udało się Coenom w To nie jest kraj dla starych ludzi. Tutaj brakuje tego ponurego humoru (z braku lepszego słowa), który pomógłby w choć lekko rozładować ten absurdalnie wręcz ciężki klimat. Mógłby zostać użyty do tego choćby wszystkowiedzący narrator, który relacjonuje poczynania bohaterów w taki sposób, że nie sposób nie wyobrazić sobie stereotypowego “old timera” siedzącego sobie na ganku przed drewnianym domem. Zabieg wyjątkowo staroświecki, ale całkiem dobrze korespondujący z atmosferą amerykańskiego wygwizdowa zawieszonego trochę poza czasem. Akurat klimat sielskości prowincji połączonej z religijnym fanatyzmem jej mieszkańców wyszedł tu bardzo dobrze.
Od pierwszych zapowiedzi było wiadomo, że główną atrakcją przyciągającą do filmu będzie absurdalnie bogata obsada filmowa, w dużej mierze złożona z aktorów mających talent do grania różnego rodzaju zwyroli. I rzeczywiście mamy tu do czynienia z plejadą robiących wrażenie kreacji. Niepokojąco spokojny Bill Skarsgård, postrzelony Harry Melling (naprawdę straszny), brutalny i bezpośredni Jason Clarke, obleśny Sebastian Stan świetnie oddają charaktery swoich odpychających postaci. Jednak wszyscy blakną przy występie Roberta Pattinsona, który po raz kolejny udowadnia, że jest jednym z najlepszych aktorów swojego pokolenia. Jako wykorzystujący swoją pozycję pastor jest tak przekonująco paskudny, że aż ma się ochotę splunąć na ekran.
Trochę mniej miały tu do zagrania niestety kobiety – Mia Wasikowska i Haley Benett mają dość mało czasu ekranowego i wcielają się w typowe “dobre kobiety z południa”, przez co ich występy nie zapadają w pamięć. Za to duże wrażenie robi Eliza Scanlen (znana z Ostrych przedmiotów i Małych kobietek), która wydaje się mieć naturalny talent do odgrywania postaci budzących dyskomfort. Bardzo dobrze wypada też Riley Keough. Na koniec zostawiłem sobie odtwórcę roli głównego bohatera, Toma Hollanda, który za sprawą tego filmu może odrobinę zerwać z wizerunkiem Petera Parkera. Jego występ nie jest tak intensywny jak u reszty kolegów z planu, ale paradoksalnie pomaga to zbudować mu postać, która jako chyba jedyna z głównych bohaterów jawi się jako prawdziwy człowiek. Nie jest to rola, która zapadnie w pamięć na lata, ale jest dowodem na solidne rzemiosło i pozwala mieć nadzieję, że aktor ma przed sobą ciekawą przyszłość, która nie będzie związana tylko z filmami o Spider-Manie.
Diabeł wcielony cierpi na charakterystyczny problem filmów spod szyldu “oscarcatcher”, czyli takich, których poszczególne elementy są tworzone ewidentnie pod nominacje do najważniejszych nagród. I rzeczywiście na ekranie dzieje się dużo dobrego, zwłaszcza w sferze popisów aktorskich. Ujmująca jest sama sceneria, zdjęcia i atmosfera fatalizmu unosząca się nad całą historią. Jednocześnie brakuje jakiegoś doszlifowania lub błysku geniuszu, który pozwoliłby połączyć to wszystko w wybitną całość. Oglądając opowieść o opętanych przez wszelakie manie mieszkańcach kilku miasteczek w Ohio i Wirginii Zachodniej trudno oprzeć się irytującemu wrażeniu, że zmarnowano tu olbrzymi potencjał na wybitny film. Choć nie znaczy to też, że mamy do czynienia z produkcją nieudaną.
Jeśli podobają Ci się moje teksty i chciałbyś Wesprzeć ich powstawanie za sprawą postawienia symbolicznej (2$) kawy to kliknij w grafikę poniżej ?