Doom Patrol, czyli bohaterowie z lekka wykolejeni
Doom Patrol to jeden z najciekawszych seriali tego roku. Historia o mocno nietypowych bohaterach potrafi zaskoczyć szaleństwem scenariusza, ale jednocześnie jest całkiem dobrze opowiedzianą historią o ludzkich dramatach i uniwersalnych lękach.
Popularność filmów o superbohaterach przełożyła się także na świat seriali. Od kilku lat jesteśmy wręcz zasypywani nowymi produkcjami będącymi adaptacjami mniej lub bardziej popularnych komiksów. O ile śledzenie kinowych blockbusterów nie stanowi aż takiego wyzwania (w końcu to tylko kilka filmów ciągu roku), to w przypadku seriali zaczyna robić się trochę trudniej. Chyba mało kto ma czas, aby na bieżąco śledzić wszystkie wychodzące tytuły, zwłaszcza, że większość z nich cieszy się popularnością głównie wśród zagorzałych fanów trykociarskiej konwencji. Powód jest dość prosty – poziom tych produkcji jest najczęściej, mówiąc delikatnie, dość dyskusyjny. Nawet chwalone na początku serie Netflix/Marvel dość szybko przestały być wyznacznikiem jakości. Nie wspominając już nawet o tasiemcach ze świata DC, które większości jawią się jako telenowele przypominające swoją formą seriale z połowy zeszłej dekady. Dlatego nie powinno dziwić, że przy takim zalewie niezbyt udanych produkcji, w pewnym momencie człowiek zaczyna być mniej czujny, a jego uwadze mogą ujść prawdziwe perełki. Zwłaszcza, jeśli na pierwszy rzut oka wcale nie wyglądają, jak coś, na co warto poświęcić swój cenny czas. Przykładem takiego serialu jest właśnie Doom Patrol.
DOOM PATROL MA CAŁKIEM DŁUGĄ HISTORIĘ
Prawdopodobnie większość widzów nigdy nie słyszała o komiksowym pierwowzorze Doom Patrol i nie ma w tym nic dziwnego, bo nie należy on do najbardziej rozpoznawalnych marek uniwersum DC. Historia tej serii sięga 1963 roku, kiedy scenarzysta Arnold Drake przedstawił tytułową drużynę na łamach antologii My Greatest Adventure, która szybko zmieniła tytuł właśnie na Doom Patrol. Seria Drake’a wychodziła do 1968 roku i już wtedy skupiała się na ukazaniu drużyny odmieńców, która walczy z takimi przeciwnikami, jak Animal-Vegetable-Mineral Man. Do tytułu próbowano wrócić jeszcze w 1977 roku, ale okazało się to sporą wpadką. Odrodzenie, a wraz z nim prawdziwa świetność, nastąpiło dopiero w 1987 roku, kiedy Doom Patrol zaczął być ponownie wydawany w ramach DC. A konkretniej, kilkanaście miesięcy po restarcie, kiedy wraz z dziewiętnastym numerem seria została przejęta przez szkockiego scenarzystę Granta Morrisona. Dopiero pod pieczą przyszłej gwiazdy komiksu seria zaczęła nabierać prawdziwego charakteru, z którym do dzisiaj jest kojarzona. Morrison rzucił bohaterów w wir naprawdę specyficznych wydarzeń, między innymi w walkę z bardzo dziwnymi przeciwnikami wchodzącymi w skład Brotherhood of Dada. I to właśnie jego wymysły w głównej mierze posłużyły jako rdzeń dla serialowej adaptacji.
Wypada w końcu napisać, kim właściwie są członkowie Doom Patrol i co wyróżnia ich od reszty superbohaterskich składów? W serialowej odsłonie sprawa ma się następująco: jest sobie dżentelmen zwany Nilesem Caulderem (pseudonim Szef), który ze swojej posiadłości uczynił przytułek dla wykolejonych przez życie indywiduów specjalnych umiejętnościach. Rita Farr to gwiazda filmowa z lat pięćdziesiątych, która po wypadku na planie w Afryce zmienia się w glutowatą maź. Larry Trainor był wojskowym pilotem, w którym w czasie kraksy zamieszkała istota zwana Negatywnym Duchem. Cliff Steele ścigał się jako kierowca, a obecnie jest mózgiem umieszczonym w ciele robota. Jest jeszcze szalona Jane, którą zamieszkują sześćdziesiąt cztery różne osobowości, każda z własną supermocą. Ta dziwna gromadka żyła sobie w odosobnieniu przez dekady, ukrywając swoje istnienie przed światem. Jednak z powodu kilku zbiegów okoliczności, do gry powraca Pan Nikt – stary wróg Szefa, który porywa go i postanawia zniszczyć życie jego ukochanych przybłęd. Ci z kolei (w międzyczasie dołącza się do nich znany z komiksów DC Cyborg) pragnąc go odnaleźć spotkają na drodzę takie atrakcje jak osioł posiadający w swoim żołądku osobny wymiar, starego nazistę prowadzącego klinikę polepszania ludzi w Peru, świadomą, genderfluid ulicę stanowiącą schronienie dla niebinarnych ludzi, czy sektę pragnącą przyzwać na świat Antykreatora za pomocą zaklęcia pojawiającego się na skórze dorastającego chłopaka. A to naprawdę tylko wycinek z atrakcji, jakie na nich czekają.
Po przeczytaniu powyższego akapitu chyba dość łatwo się domyślić, że główną atrakcję Doom Patrol stanowi jego dziwaczność. Jednak różni się ona dość znacznie od tego, co mogliśmy doświadczyć w Legionie czy The Umbrella Academy. Ten pierwszy jest jednym, wielkim formalnym eksperymentem i autorską zabawą Noaha Hawleya, a ten drugi za często stara się silić na bycie cool, przez co staje się mocno pretensjonalny. Natomiast Doom Patrol jest dziwny w taki interesujący, bardziej ludzki sposób. Chodzi o to, że czasami jest to rzeczywiście fajne i rozrywkowe, ale jednocześnie pojawia się sporo fragmentów, które wywołują konsternację, lekkie zażenowanie i poczucie ogólne “eeeeee”. Jednak właśnie w tym tkwi cały urok i pewna specyficzna naturalność serii. To produkcja, która każe brać siebie w pełnej okazałości i nie stara się przymilać widzowi, jak wspomniane wcześniej seriale. Dużą zaletą Doom Patrol jest także to, pomimo całej komediowej, wręcz groteskowej otoczki, nie boi się poruszać dość poważnych tematów. Pod to całą warstwą szydery to opowieść o uniwersalnych problemach, takich jak problem z akceptacją własnej odmienności, życie w kłamstwie i trudy przyznania się do własnych błędów. Bohaterowie serialu są wykolejeni głównie z powodu osobistych traum i strachu przed własnymi słabościami, a wszystkie dziwne przygody tak naprawdę pozwalają im na oswobodzenie się z okowów własnej psychiki. Bywa to pokazane zbyt dosłownie i łopatologicznie, ale ostatecznie bardzo dobrze wpasowuje się w całość tej opowieści.
Doom Patrol ogląda się świetnie, ale oczywiście nie obyło się bez kilku znaczących problemów. Pierwszym z nich jest klasyk seriali superbohaterskich, czyli za dużo liczba odcinków (tutaj aż piętnaście) składająca się na sezon, co przekłada się bezpośrednio na dłużyzny, zwłaszcza w niektórych wątkach osobistych. Można odnieść wrażenie, że bohaterowie czasami kręcą się w kółko, zamiast ruszyć sprawy porządnie do przodu Nie spodobały mi się też niektóre narracyjne udziwnienia, na przykład przełamujący czwartą ścianę Pan Nikt rozumiejący, że jest postacią z serialu bardziej mnie irytował niż bawił. Na mój gust za dużo w serialu humoru polegającego na rzucaniu przekleństwami (Robotman krzyczący co chwila “What the Fuck?”), ale to już kwestia opisywanego wcześniej zażenowania. Dziwaki już tak mają.
SERIAL SPODOBA SIĘ FANOM PRODUKCJI NIETYPOWYCH
Nie zdążyłem jeszcze napisać o bardzo dobrej obsadzie aktorskiej, w której pojawia się między innymi dawno niewidziany Brendan Fraser. Zresztą nie jest to jedyne głośne nazwisko związane z serialem. Pojawiają w się w nim też Timothy Dalton, Matt Boomer i Alan Tudyk. Największe wrażenie robi jednak odgrywająca różne osobistości Szalonej Jane, Diane Guerrero. Doom Patrol z całą pewnością zasługuje na uwagę widzów lubujących się w bardziej odjechanych produkcjach. To jedna z tych produkcji, które udowadniają, że w kwestii adaptacji komiksów o superbohaterach często najlepiej sprawdzają się te dotyczące mniej znanych, specyficznych postaci. Bo to z nimi twórcy mogą zrobić o wiele więcej niż w przypadku tych topowych herosów.